Trochę przypadkowo trafił do mnie monitor biurowy Acera B24Y w wersji z kamerą internetową. I szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałem jak do niego podejść. To stosunkowo tani monitor, bez fajerwerków. Rozdzielczość “tylko” full HD, brak możliwości kalibracji – to nie są urządzenia z jakimi pracuję na co dzień. Ale pech chciał, że leciwy monitor Gateway mojej żony wyzionął ducha. Po prostu przestał działać z dnia na dzień. Trzeba było szybko znaleźć jakiś zamiennik, a ja akurat nie byłem w stanie wsiąść w samochód i gnać do jakiegoś sklepu komputerowego, by kupić byle co, byle było. Zresztą z tym byle czym też trzeba uważać. Acer wylądował więc na biurku żony bo był akurat pod ręką. I od razu pokazał pazury. Taki niby drobiazg – kamera internetowa, a jak ułatwia życie w dobie pandemii i wszechobecnych homeofficów, gdy ktoś korzysta z komputera stacjonarnego. Pierwszy dzień używania Acera przez moją żonę zaowocował prostym kryterium wyboru nowego monitora dla niej: ma mieć wbudowaną kamerę. Inne rozwiązania typu kamera na USB, czy kamera przez telefon mają wady. Kamerę USB zabierają dzieci, “bo nie mogą znaleźć swojej”, kamera w telefonie nie bardzo sprawdza się bo telefon też czasem się przydaje do innych zadań niż tylko ślęczenie na telekonferencji.
Kryterium wbudowanej kamery dosyć radykalnie zawęziło sferę poszukiwań. Gwoździem do trumny konkurencji był fakt że kąt nachylenia kamery można regulować niezależnie od pochylenia monitora i to aż tak, że można kamerę skierować kompletnie w dół, przez co nie ma szans, by ktoś mógł patrzeć na nas bez naszej wiedzy. Miłym dodatkiem jest fakt, że kamera jest zgodna z Windows hello – można więc logować się za jej pomocą do systemu w trybie biometrycznego rozpoznawania twarzy.
Decyzję zakupową przyspieszył Acer dopytując kiedy możemy monitor zwrócić po testach – nie pozostało nic innego jak wynegocjować dodatkowy tydzień na i czym prędzej zamówić taki sam monitor, żeby żona mogła jednak jakoś pracować.
B247Y jest bardzo zacnie wyposażony. Ma złącze USB – B 3.0 do podłączenia komputera, złącza HDMI i DisplayPort, a nawet leciwe VGA. Ma wbudowane głośniki, może bez szału, ale w zastosowaniach biurowych się sprawdzają. Ma też 2 gniazda USB 3.0 i jedno USB 2.0, można więc podłączyć kilka urządzeń na biurku. Niestety gniazdo słuchawek jest w bardzo niewygodnym miejscu – tam gdzie złącza sygnałowe. Podłączanie słuchawek “na chwilę” nie wchodzi w rachubę.
Monitor ma bardzo wąską ramkę, dzięki czemu wygląda superestetycznie, ale coś za coś – guziki do ustawiania przeniesione są na tył monitora i trzeba ich szukać po omacku. Choć z drugiej strony wiele parametrów można ustalić z poziomu pulpitu Windows za pomocą oprogramowania do zarządzania monitorem.
Pod względem jakości wyświetlanych barw jak to mawiają inżynierowie “szału nie ma”, ale nie ma też wstydu. Wprawdzie po ustawieniu profilu sRGB i podłączeniu standardowego profilu sRGB jakość wyświetlania kolorów nie jest jakoś szalenie dobra:
ale po wykonaniu kalibracji jest już całkiem przyzwoicie:
Równomierność wyświetlanego obrazu nie imponuje, ale z drugiej strony w testowanym egzemplarzu największa odchyłka wyniosła 11% jasności.
Podsumowując – monitor Acer B247Y świetnie nadaje się do pracy biurowej zwłaszcza gdy jesteśmy skazani na home office i pracę zdalną. Szczerze polecam – ja w domu już mam taki 🙂
Brak komentarzy do "Acer B247Y – jak znalazł do biura"