„Dojrzewanie” Netflixa: serial, który nie pozwala odetchnąć – dosłownie

0

Cztery odcinki. Każdy trwający od 40 do 60 minut. Ani jednego cięcia. „Dojrzewanie” to produkcja, która od początku stawia na ekstremalne filmowe wyzwanie: zrealizowanie całości jako nieprzerwane, płynące w czasie rzeczywistym ujęcie. Takie zabiegi zazwyczaj widujemy w krótkich sekwencjach filmowych – tu stają się fundamentem całego serialu. Ryzyko? Ogromne. Potencjalna nagroda? Totalne zanurzenie widza w opowieść.

Trudno o bardziej wymagający format, ale twórcy „Dojrzewanie” zdecydowali się pójść va banque. Ich pomysł? Połączyć techniczną brawurę z historią, która – choć osadzona w realiach brytyjskiej klasy średniej – uderza w uniwersalne lęki każdej rodziny.

Od dramatu kryminalnego do portretu dorastania

Bohaterem serialu jest trzynastoletni Jamie Miller, w którego rolę wciela się znakomicie obsadzony Owen Cooper. Chłopak zostaje zatrzymany pod zarzutem zamordowania kolegi z klasy. Serial zaczyna się mocnym uderzeniem – nalotem policyjnym na dom Jamiego. Kamera towarzyszy funkcjonariuszom w czasie rzeczywistym: od wyważenia drzwi, przez konfrontację z przerażoną rodziną, aż po moment zatrzymania i przewiezienia na komisariat.

Nie ma tu montażowych sztuczek, przejść czy efektownych zbliżeń. Wszystko rozgrywa się tu i teraz, a widz zostaje zmuszony do bycia świadkiem – bez możliwości oderwania się od ekranu. To nie tylko technika, to świadome budowanie emocjonalnego napięcia.

Technologia, która to umożliwiła

Za kulisami tej produkcji kryje się sprzęt, bez którego projekt mógłby się rozpaść. Kluczową rolę odegrała kamera DJI Ronin 4D – system zintegrowany, wyposażony w pełnoklatkowy sensor, autofokus wspierany przez LiDAR i, co najważniejsze, stabilizację w czterech osiach. Dzięki temu operator Matthew Lewis mógł poruszać się swobodnie po wąskich przestrzeniach – klatkach schodowych, korytarzach szkolnych, komisariatach – bez potrzeby instalowania torów kamerowych czy tradycyjnych gimbali.

Stabilizacja w osi Z, eliminująca charakterystyczne wstrząsy przy pracy „z ręki”, była nie do przecenienia. Dodatkowo zastosowanie bezprzewodowego systemu monitoringu obrazu pozwoliło ograniczyć liczbę osób na planie, co – przy kręceniu bez cięć – było warunkiem koniecznym.

Na Instagramie @patthegrip można zobaczyć zakulisowe materiały, które pokazują, jak piekielnie złożoną operacją jest stworzenie godziny nieprzerwanego ujęcia.

Forma, która wzmacnia treść

Ale „Dojrzewanie” nie jest wyłącznie popisem technologicznym. Jack Thorne, współautor scenariusza, podkreśla, że nie zależało mu na stworzeniu kolejnej łamigłówki w stylu „kto zabił”, ale na próbie odpowiedzi na pytanie: jak to się stało, że dziecko znalazło się w tak dramatycznej sytuacji?

Serial wciąga widza nie tylko w policyjne procedury czy sądowe kulisy, ale przede wszystkim w intymny portret rodziny, której los mógłby być odbiciem losu każdego z nas. Właśnie dlatego forma jednego, ciągłego ujęcia idealnie współgra z opowiadaną historią. Brak montażu zmusza do skupienia i pozostania w narracji bez dystansu – nic nie jest tu podane na tacy, nie ma wyraźnych wskazówek, jak interpretować wydarzenia.

Kulisy realizacji: ogrom prób i perfekcja

Proces powstawania serialu przypominał bardziej teatr niż klasyczną produkcję telewizyjną. Zanim padł pierwszy klaps, zespół spędzał tygodnie na próbach – zarówno aktorskich, jak i technicznych. Plan zdjęciowy – odwzorowany wcześniej w formie makiet – był dokładnie analizowany pod kątem możliwości ruchu kamery i logistyki.

Jak przyznał reżyser Philip Barantini w rozmowie ze Screen Daily, każdy z odcinków wymagał trzech intensywnych tygodni pracy: najpierw próby z aktorami, potem testy techniczne z pełną ekipą, a na końcu zdjęcia – dwa pełne podejścia dziennie. Zdarzało się jednak, że jedno ujęcie trzeba było powtarzać nawet kilkanaście razy, co oznaczało godziny pełnego skupienia bez miejsca na błąd.

Dlaczego ten serial zostaje z widzem?

„Dojrzewanie” działa nie dlatego, że zrealizowano go bez cięć – działa, bo ta forma pogłębia przekaz. Stephen Graham, który w serialu gra ojca Jamiego, od początku pytał, jak opowiedzieć tę historię bez uproszczeń, bez manipulowania widzem. Brak montażu odebrał twórcom możliwość kreowania dramaturgii, ale właśnie w tym tkwi siła tego projektu.

Jako widz czułem się wciągnięty w wir wydarzeń – z każdą minutą bardziej świadomy, że to nie jest historia „innych”, ale potencjalnie nasza. Serial prowokuje refleksję: jak to możliwe, że dramaty dzieją się tak blisko, niezauważone? Jak świat online i presja rówieśnicza mogą doprowadzić do tragedii, która wymyka się spod kontroli?

Czy taka forma ma sens?

Na pewno nie dla każdej historii. Ale w przypadku „Dojrzewanie” minimalistyczna, niemal teatralna konwencja podbija autentyczność. Świadomość, że wszystko, co widzimy, rozgrywa się na naszych oczach w czasie rzeczywistym, wzmacnia emocjonalny wydźwięk.

To także pretekst do rozmowy – o relacjach, o mediach społecznościowych, o presji, jakiej poddawane są współczesne nastolatki.

Czy warto było podjąć to techniczne ryzyko? Moim zdaniem tak – „Dojrzewanie” udowadnia, że eksperymenty formalne mogą nie tylko zdumiewać, ale realnie pogłębiać odbiór treści.

A Wy? Jak odbieracie takie podejście? Myślicie, że inne produkcje mogłyby zyskać, gdyby zrealizowano je bez cięć?

Autor: Dominika Machel
Żródło zdjęć: The making of “Dojrzewanie”: The one-shot explained. Source | Netflix

Total 0 Votes
0

Tell us how can we improve this post?

+ = Verify Human or Spambot ?

Brak komentarzy do "„Dojrzewanie” Netflixa: serial, który nie pozwala odetchnąć – dosłownie"

Skomentuj