Inne
Zakładam ten watek bo fajnie by było poczytać o Waszych ciekawych doswiadczeniach fotograficznych ale tych bardziej zwariowanych , niesamowitych , ciekawych. Może komuś tygrys połknął aparat , może znaleziony w lesie kompakt zawierał rozbierane fotki znanej osoby, może przy okazji robienia zdjęć wydarzyło sie cos co rozsmieszyło was i Waszych znajomych. Na zachętę opisze Wam cos niesamowitego , pośrednio związanego z fotografią.
Znowu Tatry , chyba tam najczęściej mam niesamowite zdarzenia.
2 lata temu po całodziennej wędrówce po Tatrach z koleżanką wylądowałysmy póżnym popłudniem w sachronisku Murowaniec. Kupiłysmy sobie po ciepłym żurku i postanowiłysmy zjeść go przed schroniskiem na drewnianych ławach. Sprzęt foto postawiłam na stole i juz łapię sie za łyżkę i już prawie zanurzam ją w zupie gdy koło stolika staje starszy pan w okularach ( nikomu nie ubliżając) jak denka od butelek , w męskich bokserkach zamiast spodenek i podkoszulce na ramiaczkach i sie zaczęło…: co to za aparat? ( na stole leżał mój ukochany 5DII), a jak sie nim fotografuje? a filmy robi? itp, itd… i tak przez 15 minut. A żurek , a żurek stygł , stygł… i nic w tym ani smiesznego , ani dziwnego , bo w końcu pan poszedł , a żurek zimny , bo zimny ale zjadłam, ale to co nastąpiło potem jest ciekawe. Następnego dnia przez Tomanowa Dolinę wchodziłysmy na Czerwone Wierchy i tuż przed wejsciem na grań wierchów , usiadłysmy sobie w celach odpoczyknowych, siedzimy , widoki podziwiamy , ja focę co sie nawinie , a tu nagle zza skałki wyłaniaja sie okularki “denka od butelek” …o matko , to ten z Doliny Gasienicowej. Nie wierzyłam własnym oczom, pan był zachwycony i z uśmiechem na twarzy i radością w sercu stwiedził , ze teraz to my sobie razem powedrujemy i porozmawiamy o fotografii bo jego to szalenie intersuje. …O matko.. pomyslałam , ” Pan Pieluszka”-( nazwałysmy go tak ponieważ na głowie miał zawiązany turban z pieluchy tetrowej) sie nie odczepi. Uratowała mnie praca. Po kilkunastu minutach wedrówki i klepaniu o tajnikach fotografi i o tym jakich ten pan fotografów zna , moi klienci z firmy zaczęli mnie troche molestowac telefonicznie ( wreszcie byłam osiągalna po wyjściu z doliny), “Pan Pieluszka ” chyba miał dość ciągłych telefonów i ruszył żwawo do przodu , ale szczęście nie trwało długo , my szłyśmy na Kopę, a pan wracał do Doliny Koscieliskiej więc znowu na Ciemniaku nas dorwał i zadawał dużo pytań. I co myslicie , ze to koniec historii… he , he… nie .. zaraz ciąg dalszy…
Minął rok , ponieważ zeszłoroczne lato nie rozpieszczało wyjazd mój coroczny w Tatry stał pod znakiem zapytania. Ale udało sie mi wstrzelić w pogode i w sierpniu ponownie wyladiwałam na szlaku. To był tylko weekend wygospodarowany w pracy. Pierwszego dnia z Morskiego Oka do Dol 5 Stawów przez Szpiglasowa. Miło , pogoda słoneczna. Po dotarciu na Szpiglasową już było gorzej prognozy zaczęły sie sprawdzać i ciężkie chmury od zachodu nachodziły. Zaczęłysmy schodzić do doliny żółtym szlakiem , aparatu nie schowałam , bo chciałam uwiecznic nasze ekstremalne, łańcuchowe zejscie , co uwieczniłam ku mojej radosci. I tak sobie schodzimy po kamiennych stopniach ( dodam , ze tym razem byłam z inną kolezanką , choć historię “Pana Pieluszki znała) i nagle oczom swoim nie wierzę, kilka metrów nizej do góry wchodzi kto?… no , no pytanie za sto punktów!… taaak ” Pan Pieluszka”. Za nic w swiecie nie chciałam go spotkac drugi raz , wręcz wydawało mi sie jak sen , że takie rzeczy się nie zdarzają. Uciec z wąskiego stromego szlaku nie było gdzie , drzew i krzaków nie ma , no co tu robić. Pomyslałam , ze jak umiejętnie sie za kolezankę schowam , to on mnie nie zauważy. I juz prawie mnie minął , i już poczułam ulgę , gdy nagle słysze za plecami: ” hallo , czy pani ma aparat Canon 5D Mark II?” , ” Ja chciałbym taki sobie kupic co pani o nim sadzi?” No kurcze pech , mnie nie zauważył a aparacik nie schowany do plecaka tak. Obracam sie i “pan Pieluszka” do mnie: ” czy my przypadkiem sie nie znamy , czy pani nie była w zeszłym roku w Dolinie Gąsienicowej?” Głupa rżnęłam , zaczęłam marszczyć czoło , że to niby tak intensywnie myślę , staram sobie go przypomniec i wrteszcie musiałam potwierdzic , że tak to ja. No i tak stoimy na tym waskim stromym szlaku , przeszkadzając innym , a pan mi zadaje lawinę pytań o obiektywy , o aparaty , o ustawienia itp itp , końca nie było widac. Na moje szczęście deszcz zaczął padac i musiałam zarządzić odwrót , co nastąpiło z mojej strony bardzo szybko . Ryzykując upadek , poślizg itp kontuzje chciałam zniknąć mu z oczu błyskawicznie. Uff on poszedł do góry , my na dół. I znowu Was rozczaruje , to niestety nie koniec , niesamowite jest to wszystko , az nierealne…
No i następny dzień nastał , piekny słoneczny. W planie wjazd na Kasprowy , potem Świnica , Zawrat i zejście do Murowańca. Plan ambitny , fotograficznie byłam nakręcona na maksa. Filtry pozakładane , 2 body przy boku i słońce , słońce , słońce , pogoda wymarzona , wietrzna , nie zbyt goraca , no super. I tak sobie wedrujemy już kilka godzin , doszłysmy do Przełęczy pod Świnicą , usiadłysmy dla odpoczynku. Opalamy lico, drugie śniadanko wcinamy , wstajemy i już mamy wejść na szlak prowadzący na świnicę do góry , gdy nagle z dołu od strony Doliny Gąsienicowej wyłania się nie kto inny jak… tak tak , tak “Pan Pieluszka” . Wiecie co sobie pomyslałam , ze ja to chyba nienormalna jestem i może zwidy zaczynam mieć od słońca. A Pan Pieluszka uśmiechnięty od ucha do ucha i taki szczęśliwy , że on to ma szczęście do spotykania mnie na szlaku ( kto ma szczęście , to ma) , że on ode mnie kupi ten aparat , że on idzie na Świnicę tak jak my to sobie może porozmawiamy przez drogę o tym aparacie …
O matko :…( , mrugnęłam do koleżanki i chlapnęłam z pewnością w głosie:” ej Ula my to chyba szlak pomyliłysmy , przecież my do Murowańca schodzimy” , koleżanka Ula chwyciła w locie , ze pan nam plany pokrzyżował , bo kolejnych kilkugodzinwedrówki w watpliwym towarzystwie to dla mnie za wiele. I zacvzęłysmy schodzić z Przełęczy do Doliny Gasienicowej. Analizując to całe dziwne wydarzenie , nawet nie weszłysmy do schroniska. Bo pomyslałam , ze przy moim pechu Pan Pieluszka poszedł na Swinicę i zapewne bedzie schodził przez Zawrat do Doliny, z pewnością spotkałabym go znowu przy żurku… no na to to już nie mogłam sie zgodzić, drugi raz jeść zimny żurek przez tego pana … to ponad moje fotograficzne siły.
Czy myślicie , ze jak w tym roku pojade w Tatry to znowu go spotkam?- jeżdzę w różnych terminach , nie chodzę tymi samymi szlakami zwykle. Patrząc na to co mnie spotkało prawdopodobieństwo jest bardzo wysokie …
…a Ania do dzisiaj myśli, że panu chodziło o aparat )
No panowie i panie , dalej grzebac w tych głowach , grzebac , nic wam sie nie przydarza? No mnie ciągle , chyba jednak nienormalna jestem
Czy to ma znaczyć , ze nic Wam się fajnego fotograficznie lub prawie nie przydarzyło? Ja wiem może godzinka nie ta, no to może wieczorkiem cos wymyslicie …
Czy to ma znaczyć , ze nic Wam się fajnego fotograficznie lub prawie nie przydarzyło? Ja wiem może godzinka nie ta, no to może wieczorkiem cos wymyslicie …
Po przeczytaniu Twojej opowieści, to najzabawniejszą puentą byłoby, gdyby Pan Pieluszka okazał się być tutejszym forumowiczem:)
Żadne zabawne historie raczej mi się nie przydarzyły, albo nie pamiętam.
Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy to zdarzenie sprzed tzw. Ściany Płaczu czyli Western Wall w Jerozolimie. W sumie spędziłem tam przez trzy dni kilkanaście godzin. Początki były trudne, bo troszkę krępowałem się focić. Ale cóż zrobić – trzeba coś na DFV pokazać. Namiętnie chwytam kolejne uduchowione twarze pogrążone w modlitwie a tu nagle jakiś ortodoks ewidentnie zmierza w moim kierunku. Z wyrazu twarzy nic odczytać nie można, bo broda, pejsy, kapelusz skutecznie go kamuflują. Jest już tuż, tuż a ja otoczony…
Okazało się, że zainteresował Go mój aparat, bo sam chce coś podobnego kupić Spędziliśmy kilkanaście minut na przyjemnej rozmowie. Póżniej miałem okazję się przekonać, że w tym miejscu panuje niezwykle przyjazna atmosfera. Oni są bardzo tolerancyjnie nastawieni, sami inicjują rozmowy, pozowania. Żarliwie się modlą, śpiewają a za chwilę wyciągają telefon, aparat itp. Oczywiście nie dotyczy to szabasu ale tego nie miałem okazji zaobserwować. Czytałem, że nie wolno wtedy rozmiawiać, robić zdjęć itp.
Drobna historyjka ale może podtrzyma wątek:)
W ramach działań marketingowych skierowanych do ogłoszeniodawców postanowiliśmy sfotografować zespół na tle całego nakładu DIGITAL FOTO VIDEO w magazynie drukarni. Akcja trudna, bo spedycja jest w godzinach rannych – wiadomo, prenumerata nie może czekać. Z drukarnią ustaliliśmy, że mamy czas między 6 a 7 rano. Nie jest bardzo daleko – Płońsk od Warszawy dzieli 60 km, dobra droga, ale godzina jak obszył. Plus zebranie wszystkich po mieście, słowem wstajemy 4 rano, pakujemy sprzęt do bagażnika – lampy, boomy, blendy, aparaty, obiektywy. Każdy fotograf dorzuca swoje trzy grosze. W magazynie drukarni władowujemy cały ten kram. Norbert negocjuje wózek widłowy z koszem dla człowieka, który ma wywieźć go pod sufit magazynu, żeby zyskać lepszą perspektywę. Dziewczyny poprawiają makijaż, doprowadzają naczelnego do w miarę ludzkiego wyglądu. Norbert ma robić zdjęcie. Wjeżdża na kosz. Wszyscy w redakcji fotografujemy. Norbert odpala aparat: hej, ma ktoś kartę pamięci?….
5 aparatów, 8 obiektywow, 6 lamp systemowych, 3 lampy studyjne, 3 blendy, 4 statywy oświetleniowe, kable… ani jednej karty pamięci. Godzina 6:30 w Płońsku… nie ma sposobu żeby kupić kartę CF.
Mam w Płońsku rodzinę, ale 6:30 rano to nie jest przyzwoita pora. Pokręciliśmy się po stacjach benzynowych. Na stacjach Statoil można kupić dużo, ale nie karty pamięci. Nawet znaleźliśmy otwartego Carrefoura, ale to była wersja bez stoiska z elektroniką. Ostatecznie zadzwoniłem do wujka. Ma kartę pamięci. Całe 128 MB. Norbert miał fotografować Canonem 5D MkII, czyli 24 MB na jeden RAW, 5 wchodzi na kartę…
Zdjęcie powstało, ale to trochę obciach – 4 fotografów, nikt nie wziął karty pamięci…
5 aparatów, 8 obiektywow, 6 lamp systemowych, 3 lampy studyjne, 3 blendy, 4 statywy oświetleniowe, kable… ani jednej karty pamięci. Godzina 6:30 w Płońsku… nie ma sposobu żeby kupić kartę CF.
Mam w Płońsku rodzinę, ale 6:30 rano to nie jest przyzwoita pora. Pokręciliśmy się po stacjach benzynowych. Na stacjach Statoil można kupić dużo, ale nie karty pamięci. Nawet znaleźliśmy otwartego Carrefoura, ale to była wersja bez stoiska z elektroniką. Ostatecznie zadzwoniłem do wujka. Ma kartę pamięci. Całe 128 MB. Norbert miał fotografować Canonem 5D MkII, czyli 24 MB na jeden RAW, 5 wchodzi na kartę…
Zdjęcie powstało, ale to trochę obciach – 4 fotografów, nikt nie wziął karty pamięci…
No i w dodatku redakcja tak poczytnego magazynu , oj cos mi sie wydaje , ze wszyscy chyba o sobie mysleli , jak na fotce dobrze wyjść. z reguły fotografujący nie lubi byc fotografowani i stres zżera… Focic 128MB na 5DII – o prędkości karty nie wspominasz- bezcenne
Czy to ma znaczyć , ze nic Wam się fajnego fotograficznie lub prawie nie przydarzyło? Ja wiem może godzinka nie ta, no to może wieczorkiem cos wymyslicie …
Po przeczytaniu Twojej opowieści, to najzabawniejszą puentą byłoby, gdyby Pan Pieluszka okazał się być tutejszym forumowiczem:)
Żadne zabawne historie raczej mi się nie przydarzyły, albo nie pamiętam.
Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy to zdarzenie sprzed tzw. Ściany Płaczu czyli Western Wall w Jerozolimie. W sumie spędziłem tam przez trzy dni kilkanaście godzin. Początki były trudne, bo troszkę krępowałem się focić. Ale cóż zrobić – trzeba coś na DFV pokazać. Namiętnie chwytam kolejne uduchowione twarze pogrążone w modlitwie a tu nagle jakiś ortodoks ewidentnie zmierza w moim kierunku. Z wyrazu twarzy nic odczytać nie można, bo broda, pejsy, kapelusz skutecznie go kamuflują. Jest już tuż, tuż a ja otoczony…
Okazało się, że zainteresował Go mój aparat, bo sam chce coś podobnego kupić Spędziliśmy kilkanaście minut na przyjemnej rozmowie. Póżniej miałem okazję się przekonać, że w tym miejscu panuje niezwykle przyjazna atmosfera. Oni są bardzo tolerancyjnie nastawieni, sami inicjują rozmowy, pozowania. Żarliwie się modlą, śpiewają a za chwilę wyciągają telefon, aparat itp. Oczywiście nie dotyczy to szabasu ale tego nie miałem okazji zaobserwować. Czytałem, że nie wolno wtedy rozmiawiać, robić zdjęć itp.
Drobna historyjka ale może podtrzyma wątek:)
Wielki szacun dla kolegi za odwagę , ja zawsze mam problem etyczny czy w takich miejscach robic zdjecia czy nie . Nawet w tak banalnych sytuacjach jak przyjmowanie komunii w kosciele katolickim. Niby taki wzniosły moment , duchowe przeżycie , ale fotka z wywalonym jęzorem , bleee.
Jednak facet z facetem sie dogada , mnie starszy pan jakoś nie zachecał do konwersacji , no jak by miał ze 30 mniej , … o kto wie , wtedy to i Świnica , i Granaty… e tam cała Orla Perć )>
No to i jak się dołączę, dwie sytuacje jedna po drugiej w odstępie kilku minut może
2001 Październik Bałtyk Ustronie morskie
Idziemy z moją panią deptakiem, ludzi jak na lekarstwo a my chcieliśmy fotke razem ot taki zachcianek, nadchodzą dwie starsze panie, podchodzę do nich i proszę o zrobienie fotki. A one mi coś szwargotają po niemiecku nic nie rozumiem ale ok, pokazuje aparat i symuluje zrobienie fotki. uśmiechnęły się coś znów zaszwargotały po czym jedna podała zabrany mi z rąk aparat mojej pani i zaraz obie zwiesiły sie na mnie po obu stronach i czekały z uśmiechami na fotkę… korki mi/nam wy….o
Moment później na tym samym betonowym chodniczku stoi wyglądająca na młodszą pani wsparta na łokciach wpatruje się we wzburzone morze. podchodzę i pytam: Przepraszam zrobi nam pani zdjęcie??
Pani sie odwraca, sciąga okulary i jednocześnie mówi :chętnie bym zrobiła ale ślepa jak kret jestem i pokazała dosłownie mętne oczy, postaliśmy chwilkę i pogadaliśmy ale co najciekawsze zdjęcie nam zrobiła
i jeszcze druga ale to juz żadna przygoda a sytuacja ze sklepu foto, chyba już nawet na tym forum gdzieś to pisałem…
Kobieta z córką w sklepie foto w Bielsku reklamują aparat, sprzedawca wyciąga go z pudełka i i futeralika, taka jakaś mała małpka z wysuwanym obiektywem to byłem, odpala machine i obiektyw się troszkę wysuwa i koniec
Oględziny i stwierdzenie: tu sie jeszcze piasek sypie. odzew natychmiastowy że tak po wczasach nad morzem i wogóle nowy sprzęt i takie cuda…Sprzedawca: trzeba zabezpieczać przed piaskiem i dbać… Kobieta jak nie wypali, nie ze złością ale donośnie i raczej w formie usprawiedliwienia, że CAŁY CZAS TRYB PLAŻA BYŁ WŁĄCZONY. Sprzedawca mina grobowa, na zapleczu ktoś kwiczy ze śmiechu ludzie przy drugiej kasie też córuchna może z piętnastoletnia purpura i było bardzo wesoło
No tak z proszeniem ludzi o zrobienie fotek to sa dopiero historie , ale ja Wam opowiem moja , głupią jak nie wiem co.
Bedąc we Francji , kraju nieprzyjaznego dla władajacych językiem angielskim wydarzyło sie cos co rozsmieszyło moich znajomych a ja najadłam sie wstydu. urlop spedzaliśmy miedzy innymi w Pirenejach , a ze mamusie nasze pobożne sa wiec było zadanie do wykonania – przywieżć wode z Lourdes! Oczywiscie pojechaliśmy , masakryczne miejsce i jesli ktoś był w Licheniu to niech docenia , ze tam jest kiczowato ale i tak z umiarem. Lourdes to raj dla fotografów ale nie szukających uduchowionej atmosfery nawiedzonego miejsca , nie … tu jest raj dla kiczu , tandety i tu dopiero mozna zobaczyc ile siły może miec 90 letni emeryt przepychajacy sie do żródełka ( kranu w scianie ). Fociłam to cudowne miejsce i smiac mi sie chciało. Zreszta nie ma tam atmosfery zadumy więc nie czułam zażenowania. Jedynie robienie zdjęć bardzo chorym ludziom na noszach jakoś juz nie za bardzo mi wychodziło.
Ale stoję tak sobie w tym mega swiętym jarmarku i nagle podchodza do mnie jakies skośnookie kobietki , coś tam mówią do mnie ni to po francusku , ni to po chińsku , machają czymś w rece i nachalnie suna w moją strone.
Zapaliła mi sie lampka … oj pewnie jakies żebrzące , kradnące , chcące mi jakiś okropnie tandetny obrazek sprzedac… zaczęłam sie wycofywac , a one na mnie… zaczęłam machac rekami w gescie , ze nic od nich nie chce , a swój sprzet foto zaczęłam ściskac niczym dziecko przy piersi… panie na szczęście widzac moja panikę zrezygnowały. Pojawił sie mój mąż , ja ze strachem w oczach mówie i pokazuje mu te kobiety , które coś ode mnie chciały i wyglądały na agresorki… patrzę , a tu pani podchodzi do innej kobiety daje jej do reki aparat i prosi o zrobienie zdjecia… o matko , tak mnie to miejsce nakreciło negatywnie , ze dwie panie proszące o fotke potraktowałam jak uliczne żebraczki…
Ciekawe co sobie pomyslały , stoi taka z wypasionymi aparatami, zgrywa profi fotografa , a głupią małpką zrobic zdjecia nie chce , ale obciach…
Hmmm… a ja się nie mogłem pozbierać po tym, jak kiedyś dopiero wyciągając aparat z torby (przed danielem w Ustroniu zresztą ) zdałem sobie sprawę, że akumulator w ładowarce został… No bo przed wyjściem się jeszcze przecie podładować zdąży…
to było pare ładnych lat temu … wybralismy sie wtedy z moim wtedy jeszcze nie mężem na wieś (do śniadki). Jedziemy, podziwiam krajobrazy i nagle jak nie zacznę wołać: “Piotr stój, stój, zatrzymaj się!” Piotr wytraszony, nie wie co sie dzieje daje po hamulcach i taki wystraszony pyta: “co sie stało” a ja: “patrz… krowa…” biorę aparat, biegnę do tej krowy i robię jej zdjęcie …
biedne miastowe dziecko w wieku 27 lat po raz pierwsze widziało krowę na żywo
5 aparatów, 8 obiektywow, 6 lamp systemowych, 3 lampy studyjne, 3 blendy, 4 statywy oświetleniowe, kable… ani jednej karty pamięci. Godzina 6:30 w Płońsku… nie ma sposobu żeby kupić kartę CF.
Mam w Płońsku rodzinę, ale 6:30 rano to nie jest przyzwoita pora. Pokręciliśmy się po stacjach benzynowych. Na stacjach Statoil można kupić dużo, ale nie karty pamięci. Nawet znaleźliśmy otwartego Carrefoura, ale to była wersja bez stoiska z elektroniką. Ostatecznie zadzwoniłem do wujka. Ma kartę pamięci. Całe 128 MB. Norbert miał fotografować Canonem 5D MkII, czyli 24 MB na jeden RAW, 5 wchodzi na kartę…
Zdjęcie powstało, ale to trochę obciach – 4 fotografów, nikt nie wziął karty pamięci…
Zafundujcie sobie prenumeratę DFV – można dostać tam kartę pamięci w prezencie
https://www.dfv.pl/sklep/
biedne miastowe dziecko w wieku 27 lat po raz pierwsze widziało krowę na żywo
Ale mnie Kaśka rozbawiłaś, oczami wyobrażni widziałam cię na tym polu i… i przestraszona krowę
5 aparatów, 8 obiektywow, 6 lamp systemowych, 3 lampy studyjne, 3 blendy, 4 statywy oświetleniowe, kable… ani jednej karty pamięci. Godzina 6:30 w Płońsku… nie ma sposobu żeby kupić kartę CF.
Mam w Płońsku rodzinę, ale 6:30 rano to nie jest przyzwoita pora. Pokręciliśmy się po stacjach benzynowych. Na stacjach Statoil można kupić dużo, ale nie karty pamięci. Nawet znaleźliśmy otwartego Carrefoura, ale to była wersja bez stoiska z elektroniką. Ostatecznie zadzwoniłem do wujka. Ma kartę pamięci. Całe 128 MB. Norbert miał fotografować Canonem 5D MkII, czyli 24 MB na jeden RAW, 5 wchodzi na kartę…
Zdjęcie powstało, ale to trochę obciach – 4 fotografów, nikt nie wziął karty pamięci…
Zafundujcie sobie prenumeratę DFV – można dostać tam kartę pamięci w prezencie
https://www.dfv.pl/sklep/
Dobre , dobre !!! klikam “Lubię to!”
https://www.dfv.pl/sklep/
SD…
Ja już kiedyś też wspominałem. jechaliśmy z żoną na wczasy. Weekend majowy w Chorwacji. Piękna sprawa. Woda góry, wodospady, zachody słońca. Wycieczka (objazdówka), więc raczej się nastawialiśmy na bagaże bardziej mobilne niż pojemne.
Negocjacje z żoną trwały 3 dni. Co zostawić w domu, żeby zmieścił się statyw do bagażu Nie było lekko. Pokazałem żonie trochę zdjęć – oooo patrz takie ładne zrobimy. Statyw to konieczność.
Po drodze zepsuło się kółko w walizce więc mobilny bagaż stał się trochę cięższy. Na komentarze żony, po co brałem tego klamota, odpowiadałem stanowczo, że jechać w takie miejsce z aparatem bez statywu to jak samochodem bez wspomagania .
Ale do rzeczy… bo co??? nadchodzi pierwszy zachód słońca, biorę klamoty i idę.
Na miejscu okazało się, że zapomniałem dokręcić płytkę mocowania statywu do aparatu, którą wcześniej mi odkręcili Panowie na Żytniej, przyjmując aparat do naprawy…
Możecie sobie wyobrazić reakcję żony
Złota z niej kobieta jednak
Złota z niej kobieta jednak
Znaczy, uspokoiła się po obwieszeniu jej odpowiednią porcją złotej biżuterii?
Nie wiem, czy się nie powtórzę, bo anegdotę już z pewnością sprzedawałem, tylko nie pamiętam, czy na forum.
Poszedłem sobie kiedyś nad pobliski staw parkowy poćwiczyć na kaczkach dobiegaczke, panoramowanie i takie tam. Kaczki jak kaczki, zdjęcia jak zdjęcia, ale koło stawu była ławka, na której paru panów obalało kolejne jabole. Ja sobie pstrykam kaczki, panowie piją i nie obserwują, w pewnym momencie jeden odzywa się:
– a niech mi pan też zrobi zdjęcie!
– ja dzisiaj tylko ptaki fotografuję
– a to ja mogę orła wywinąć!
Poszedłem sobie kiedyś nad pobliski staw parkowy poćwiczyć na kaczkach dobiegaczke, panoramowanie i takie tam. Kaczki jak kaczki, zdjęcia jak zdjęcia, ale koło stawu była ławka, na której paru panów obalało kolejne jabole. Ja sobie pstrykam kaczki, panowie piją i nie obserwują, w pewnym momencie jeden odzywa się:
– a niech mi pan też zrobi zdjęcie!
– ja dzisiaj tylko ptaki fotografuję
– a to ja mogę orła wywinąć!
He , he )) dobrze , ze tylko orła chciał wywinąć , gorzej jak by Ci chciał “ptaka” pokazywać
śmieszne historie fotograficzne bardzo ubarwiają nasze szare życie. Fajnie jak coś się dzieje. Nawet jeżeli w danym momencie była to tragiczna chwila : brak karty , czy stopki do statywu- tylko się popłakac , to po jakimś czasie opowiadamy to już jako anegdoty , przypadki zakreconego fotografa lub inne opowiadanka.
Z reguły do robienia zdjęć podchodzimy bardzo poważnie , ale sami zobaczcie , ze można zfocic bardzo fajną śmieszną historię i opowiedziec ją w kilku minutach
Poszedłem sobie kiedyś nad pobliski staw parkowy poćwiczyć na kaczkach dobiegaczke, panoramowanie i takie tam. Kaczki jak kaczki, zdjęcia jak zdjęcia, ale koło stawu była ławka, na której paru panów obalało kolejne jabole. Ja sobie pstrykam kaczki, panowie piją i nie obserwują, w pewnym momencie jeden odzywa się:
– a niech mi pan też zrobi zdjęcie!
– ja dzisiaj tylko ptaki fotografuję
– a to ja mogę orła wywinąć!
He , he )) dobrze , ze tylko orła chciał wywinąć , gorzej jak by Ci chciał “ptaka” pokazywać
Albo puścić pawia
Londyn, statyw z nowozakupionym 5D, czekam na światło.
Podchodzi facet z torbą fotograficzną na ramieniu i pyta uprzejmie co to za aparat.
Ponad pół godziny “prawie” angielskim tłumaczyłem mu techniczne aspekty i zalety 5D.
Spokojnie słuchał, odchodząc grzecznie podziekował wręczając wizytówke i zapraszając “przy okazji” na herbatę.
Serwisant Canona.
jp
W ubiegłym roku na Wielkanoc wybrałem sie do Trójmiasta. Zatrzymałem sie w Gdynii i któregoś tam dnia pojechałem do Gdańska. Na parkingu jak obwieszałem się sprzętem to podeszło dwóch meneli. Trochę się wystrachałem ale oni zapytali tylko czy zrobię im zdjęcie. Odpowiedziałem że nie i poszli sobie. Ja z żoną ruszyłem na zwiedzanie. Łazimy sobie po nadbrzeżu i nagle słyszę: ej Ty z aparatem no zrób mi zdjęcie. Patrzę a to znowu moi znajomi menele.
Mówię do tego co do mnie krzyczał : po co mam Ci robić zdjęcie , przecież i tak go nie dostaniesz?
A on na to : to se gościu wrzucisz na “jutuba”.
Mówię do tego co do mnie krzyczał : po co mam Ci robić zdjęcie , przecież i tak go nie dostaniesz?
A on na to : to se gościu wrzucisz na “jutuba”.
!
Teraz opiszę historię która niestety nie jest smieszna. Cociaż może kogoś rozśmieszyć.
Mam w swojej galerii zdjęcie “Symetria”. Zdjęcie zamieściłem niecałe dwa lata temu. Byłem z niego wtenczas bardzo zadowolony. Ale oberwało mi się trochę od bardziej doswiadczonych userów. Z większości opiniami się zgodziłem i nawet chciałem poprawić to zdjęcie ale niestety było spaprane, zbyt ciasno skadrowane i dałem spokój.
Parę dni temu, korzystając z wojnych dni wybrałem się do Miśni. Nawiasem mówiąc polecam jak ktoś lubi zwiedzać i fotografować zamki i starówki miejskie. Zdjęcie o którym piszę zrobione było na zamku Moritzburg. W pewnej chwili pomyślałem że to tego zamku z Miśni mam zaledwie kilkanaście kilometrów. No więc pognałem do Moritzburga z myślą że teraz to ja wszystkim “pokażę”. Zrobię nowe zdjęcie i będzie ok.
Przyjechałem do Moritzburga, lecę na zamek i…………….. aż mnie zatkało. Miejsce gdzie chciałem zrobić zdjęcie zagrodzone i remont zamku. A miało być tak pięknie a tu……………… Mało mnie szlag nie trafił. No cóż … życie.
Aha, w miejsce kropek każdy może wstawić co chce.
Kilkanaście lat temu byliśmy całą zgrają u ciotki mojej w Bieszczadach (polecam również). Zdjęcia robiłem wtedy idiotkamerą, o istnieniu lustrzanek miałem pojęcie raczej marne, o cyfrowych nie było jeszcze mowy (poł. lat 90). Pewnego piknego dnia poprosiłem ciotkę – osobę w wieku ok. 45l – o zrobienie zdjęcia całej naszej hałastrze. Ciotka związek z fotografią miała taki, że to ją fotografowano a nie ona ale bardzo chętnie zrobiła 2 lub 3 zdjęcia. Dopiero po wywołaniu kiedy szukałem w/w zdjęć w niemałej stercie okazało się, że faktycznym przedmiotem tych zdjęć było…. prawe oko ciotki. Nikt nie wyjaśnił kobiecie jak się trzyma aparat, no ale kto mógł pomyśleć….
Ale za to wspomnienia pozostały
A co mieli do teodolitu?
widok teodolitu zwlaszcza na wsi zwlaszcza osobom starszym jednoznacznie kojarzy sie z nieszczesciem… co tam teodolit… wystarczy przejsc wzdłuz miedzy urzedowym krokiem zeby wzbudzic niepokoj i ja sie nie dziwie… wkopali kanalizacje, ogrodzili wioske z trzech stron liniami wysokiego napiecia a z czwartej przeszla nowa droga i zegnaj wsi spokojna…
A propose brania fotografa za kogoś innego. Pewnego letniego wczesnego wieczora postanowiłam pofotografować jadące samochody- czyli smugi świateł itp sprawy. W moim miescie nie mam mostów , estakad i innych fajnych rzeczy z których można by fotografować jadące samochody. Stanęłam na trasie gdzie z reguły nasi miejscowi kierowcy lubią sobie poszaleć, miedzy dwoma pasami i chciałam na długich czasach uchwycić pędzące samochody. Uzbrojona w wężyk , aparat na statywie i… i co?… i pędzące samochody nagle przestały pedzić. Przejeżdzały koło mnie z prędkością przepisową w terenie zabudowanym czyli nawet mniej niż 50kn na godzinę. Oczywiście bacznie byłam obserwowana i z drugiego pasa. Wzieli mnie za “misiaczka z suszarką”. I guzik ze zdjęć , nic mi nie wyszło. Musiałam 15km jechać nad autostrade co by coś mieć w rozmyciu.
hehe… dobre… i jak tu żyć?
A to dobre – wpłynęłaś na bezpieczeństwo w swojej miejscowości. Powinni Cię odznaczyć
Przypomniałem sobie jeszcze jedną: podczas jakiegoś rodzinnego zlotu inna ciotka miała przy sobie jednorazowy aparat zapakowany w kolorowy kartonik. Nie przeczytała instrukcji i aparat został odarty z kartonu. Ktoś na głos przeczytał instrukcję, która była na zerwanym kartoniku – nie zrywać kartonowego opakowania. Pozostali śmieją się z udanego dowcipu ale po chwili okazuje się, że taki napis faktycznie figuruje na opisanym kartoniku. Najważniejsze jednak, że zdjęcia wyszły wszystkie jak należy.
Moja nie jest śmieszna, ale że akurat mi się przypomniało…
Jak miałem 7 lat i jechałem na wycieczkę klasową do Poznania, ojciec dał mi Zenita. Wiadomo jak to na wycieczce, zwiedza się to i tamto, żeby dzieciaki jak najwięcej zobaczyły (pamiętam katedrę, jakąś szklarnię z gadami i jakiś wyciąg), ale ja z tych miejsc zrobiłem zaledwie 3-4 zdjęcia, tak żeby były, bo skupiłem się na ładnej opiekunce w autobusie Efekt taki, że później ojciec nie dawał mi na wycieczkę aparatu. Pomijam fakt, że wszystkie zdjęcia z autobusu wyszły niedoświetlone Trzeba było dać 7-latkowi kompakt, a nie lustro bez lampy.
A ja miałem w zeszłym roku takie błahe wydarzenie…wybrałem się pewnego letniego dnia z moją połowicą i półtoraroczną córeczką do Muzeum Kolejnictwa. Oczywiście aparat do torby na ramię, szklarnia do drugiej… Żona tylko spojrzała znacząco ale mnie zna więc już nic nie mówi… Na miejscu sobie myślę, że sporo fajnych zdjęć wyjdzie bo jeszcze atrakcja dodatkowa – stoi pociąg pancerny…wyciągam sprzęt…namawiam do pozowania i…guzik! Dyskretnie patrzę co jest…no i tak! Zabrałem wszystko oprócz karty pamięci! Panika! Jak tu wybrnąć z sytuacji z twarzą…Było upalnie i słonecznie, coś koło południa więc zacząłem coś bredzić, że niedobre światło, za ostre słońce, że kontrast za duży bla bla bla…Żona popukała się w czoło znacząco i poszła z córeczką zwiedzać a ja się najadłem wstydu tylko…
:DDD
Jak byłam w ciąży lekarz zabronił mi dźwigać i pracować. Zapytałam sie jednak czy na spacer z aparatem to moge wychodzic czy nie (kwestię wagi + statyw pominęłam milczeniem). Usłyszałam, ze oczywiście – ze to dobrze mi tylko zrobi. Tak więc korzystałam, brałam rano plecak ze sprzętem i szłam na “spacer”.
I tak pewnego razu wybrałam sie, widze świetną ptasia scenkę, wyjmuje aparat i strzelam serią … zaraz potem ptaszydła odleciały. Zadowolona z siebie przegladam co zrobiłam i patrzę napis “demo”. (czyli bez karty).
Dzwonię do męża… “kochanie mógłbys przywieźć mi karte pamieci?” sadzę, że gdyby nie ciąża to bym sie nasłuchała
Przytoczę historyjkę na potwierdzenie tezy, że najpewniej coś pójdzie nie tak w momentach dla nas najważniejszych. Jaki jest dla mnie ten moment? Oczywiście własny ślub! No oczywiście, sam nie robiłem na nim zdjęć , ale dałem oba swoje ówczesne aparaty fotografującemu kuzynowi (w jednym slajdy, w drugim kolor). Robiłem wtedy zdjęcia Prakticą, Zenita-E nabyłem w celach handlowych przed wycieczką do Turcji. Kuzyn też nie bardzo znał Zenita więc mu wszystko ponastawiałem. Pięknie! Tylko Praktica miała czas synchronizacji z lampą błyskową 1/60 i 1/125 a Zenit 1/30 (ja nastawiłem 1/60). Wyobrażacie sobie co się stało!? Każdego zdjęcia było tylko połowa! Na szczeście na większości zdjęć była moja śliczna żona! Ja zginąłem w czerni…
Mój przypadek ślubny jest bardziej filmowy. Nie wiem jaką kamere miał pan co mnie i mojego męża miał filmowac (duża była na kasety VHS), ale chyba zbyt skomplikowana dla pana operatora bo film ze slubu kościelnego jest tak ciemny , ze widać zarysy postaci, ciemno jak w grobie i tylko głosy dobrze słychać. Jak by co to nie my Ania
:-DDD Na szczęście nie potrafiłaby tego zrobić! PS i inne to dla niej czarna magia…
Dodaj, że Zenit E miał poziomy przebieg migawki, a nie pionowy jak dziś wszystkie lustrzanki )
Przypominasz o tym na wypadek ewentualnych skojarzeń, że Jarek przez dłuższy czas ceremonii szukał czegoś na podłodze?
Mój przypadek ślubny, dotyczył fotografa ale jeszcze przed sama ceremonia, na tę okoliczność zaprosiliśmy naszego znajomego, i dodam że to normalny ślubniak z uprawnieniami i działalnością tylko z drugiego końca polski.
Wraz z moją już prawie małżonka i świadkami udaliśmy się do zakrystii w towarzystwie fotografa oczywiście i tam księżulo bierze w łapki jego zezwolenie i takie słowa mniej więcej oooo. a pan aż z nad morza… no no …no no a odwracając się do nas bez żadnego skrępowania mówi : a co to u nas nie ma fotografów ,że trzeba sobie sprowadzać z drugiego końca Polski…. i znów do Sławka – fotografa: no pan nie stad zasad pan nie zna więc panu naświetle sytuację ( i tu całkiem poważnie i z poważną mina) stanie pan sobie z lewej przy ołtarzu i tam będzie pana miejsce na całą ceremonię do robienia zdjęć, jak pan gdzieś pójdzie to ja przerwę ceremonię i pana wyproszę a państwo młodzi będą mieli zepsuty przez pana ten ważny dzień. Stoimy zdziwieni a mój świadek nie wytrzymał. I walnął tekst na temat jego zachowania a zakończył go informacja że on i trójka pozostałych świadków przyszli tutaj świadczyć w sprawie naszego ślubu ale jak by co to chętnie rozszerzą swoje usługi świadcząc w sprawie księdza przed sądem, który bezpodstawnie przerwał by ceremonię i tym samym naraził państwa młodych na poniesienie strat finansowych i duchowych. “świętego” przytkało i przeszedł do kolejnego punktu bez gadania i komentarzy oczywiście wszystko odbyło się jak trzeba bez przerywania imprezy i bez stania mojego kumpla z lewej przed ołtarzem. Niestety od tamtego czasu ja mam nieustający problem i pod górkę z tym księdzem jak przychodzi ślub, komunia czy chrzest który tam foce, zawsze wszystko jest na nie a moją zielona kartę miętoli i ogląda zew wszystkich stron za każdym razem. a tydzień temu podczas pstrykania ślubu wpadł na pomysł, iż nie życzy sobie być na jakichkolwiek zdjęciach.
Dodaj, że Zenit E miał poziomy przebieg migawki, a nie pionowy jak dziś wszystkie lustrzanki )
Tak właśnie, mówiło się migawka “o przebiegu horyzontalnym”, a do tego szmaciana !!!
w 3 albo 4 klasie ogolniaka pojechaliśmy na wycieczke kilkudniowa:). nasze nocne polaków rozmowy w towarzystwie naszego lubianego wychowawcy i jego kolegi po fachu który na wycieczce tez okazał się lubiany:) czesto konczyły sie na ranem, nie koczyły sie zgonem tyle co pełnoletnich – pewnie takie było założenie naszych opiekunów. zupełnie przy okazji powstało w tym pokoju sporo fotek (moja praktica plc), które ze wzgledu na nieccenzuralnosc scen zostały samodzielnie wywołane i odbite. z powodu leciwej chemii zdjecia przypominają sceny z czterech pancernych a moze bardziej losu człowieka. faktem jest ze wszystko dobrze sie skonczylo, z tego pokoju wielu wyrosło na zacnych obywateli naszego pieknego kraju…
Trochę, żeby bronić księży, trochę, żeby sobie ulżyć opiszę sytuację z wczoraj, żeby pokazać, że mali ludzie pracują nie tylko w kościołach. To nasza cecha narodowa.
Gdy testowałem Nikona D3s w lutym 2010 szukałem jakiegoś dynamicznego sportu. W lutym to nie takie łatwe. Udało mi się wkręcić na trening skoków do wody w Pałacu Młodzieży. Trenerzy są super, skoczkowie dali czadu, a dyrektor Pałacu który udzielał zezwolenia okazał się być zapaleńcem fotografii i jego jedynym warunkiem było, żebym przyniósł to cudeńko przed zajęciami bo chce obejrzeć. Miła rozmowa, miła sesja, fajne zdjęcia. Po opublikowaniu podziękowałem Pałacowi w publikacji, trenerce oddałem płytkę ze zdjęciami. Generalnie było “do przodu”.
Pomyślałem sobie, że skoro testuję D4 to mogę powtórzyć sesję. Zadzwoniłem do trenerki, ona jak zwykle, że nie ma sprawy, ale muszę ustalić z dyrekcją. Niestety dyrekcja albo się zmieniła, albo tym razem skierowano mnie do innego decydenta, który “na urlopie”, a bez niego “nie mogę podjąć decyzji”. Problem w tym, że treningi są raz na tydzień, a tyle czasu aparatu nie będę miał. Zresztą chciałem mieć materiał zdjęciowy wcześniej. Udało się ubłagać zastępczynię wielce ważnej dyrektor, że przyjdę na własne ryzyko, najwyżej nie dostanę zgody na publikację. Poprosiła tylko, żebym mailem wysłał formalne pismo, to wysłałem. Z domeny DFV, ładnie się przedstawiłem, wysłałem PDF z publikacją z 2010 roku. Następnego dnia sesja (28 kwietnia). Zdjęcia wyszły fajnie. Aparat dawno pojechał do Nikona. Wczoraj zadzwonił do mnie jakiś cwaniakowaty asystent pani dyrektor z pytaniem gdzie są zdjęcia które po poprzedniej sesji im dałem. Mówię grzecznie, że wysłałem odbitki i płyty trenerce, na co on, że nie życzą sobie takiego postępowania, bo takie rzeczy to trzeba przysyłać na oficjalną kancelarię podawczą Pałacu. Znaczy ma pretensje, że dałem zdjęcia, ale nie tak jak sobie to wyobrażali. Dalej koleś mówi że przeczytali moją prośbę i w zasadzie to oni nawet łaskawie się zgodzą, ale chcieliby inną pracownię nie skoki do wody.
Tu się lekko zagotowałem, bo to ja wybieram co fotografuję, nie fotografowany, nie mam zamiaru robić za dokumentalistę Pałacu, przynajmniej nie za darmo. Mówię grzecznie, że to raczej będzie trudne, na co koleś widać miał gotową gatkę bo jedzie z tekstem “niech pan nie mówi, że aparat można tylko na skokach do wody testować”. Znowu się zagotowałem, bo wydaje mi się, że wiem lepiej na czym polega testowanie aparatów. Ale pies go drapał. Grzecznie tłumaczę, że to będzie trudne, bo aparatu już nie mam, ale mam zdjęcia z treningu. Tu cwaniaczka lekko wcięło. “Jak to pyta, przecież wysłał pan prośbę 27 kwietnia”, a ja na to, “Zgadza się, a dziś jest 7 maja. Minęło 10 dni” mówię. “Ale długi weekend” i czuję pretensję w głosie. Już chciałem mu powiedzieć co mnie obchodzi jego długi weekend, przecież to nie jest koniec świata i nie zawieszamy działania państwa na 10 dni. Ale słowa nie pisnąłem, tylko tłumaczę, że zdjęcia mam, więc proszę o zgodę na publikację. To już zupełnie dobiło asystencika.
Wydaje mi się, że nie dostanę zgody. Pałac Młodzieży pokaże dziennikarzom gdzie raki zimują. . Zresztą poznacie po zdjęciach w czerwcowym wydaniu ) Ich zmartwienie.
Najbardziej dobija mnie to, że mniej zachodu kosztuje nas uzyskanie zgody na fotografowanie w bazie lotniczej F-16. Jednak czuć, że część naszego kraju już jest w NATO, a część głęboko w Układzie Warszawskim…
Ja też cos z przygód z ksiedzami proboszczami. Poszłam przed ślubem razem ze swiadkami bo oni jeszcze jakieś papiery podpisywali na “zapleczu”. Przyszedł proboszcz , bardzo starszy pan spojrzał na mnie z góry , kazał okazać się licencją. Wczytywał sie w nią dokładnie. Potem to co przeżyłam to normalnie jak w szkółce niedzielnej.
Najpierw przepytał mnie kiedy mogę , a kiedy nie, fotografować. Kiedy zaczął dociekać …” a dokładnie , a dokładnie?…” wpadłam w popłoch , ze za chwile przepyta mnie z nazewnictwa poszczególnych części mszy , a u mnie to czarna dziura w tym temacie. Rżnęłam głupa , ze pytanie nie zrozumiałam , no to ksiądz do mnie , żebym mu opowiedziała jak mam zamiar to wszystko fotografować? Dodam , ze to było na 15 minut przed ślubem i świadkowie czekali. Zaczęłam , ze fotografuję jak młodzi wchodzą i … i wtedy ksiądz proboszcz zaczął mi dawać rady jak najlepiej fotografować ślub , gdzie stać , kiedy iść do ludu ( tak powiedział iść do ludu – miał na myśli gości) żeby ich fotografować itd. Na koniec obleciał mnie od góry do dołu i powiedział tak:
-” ale ty to się nie ubrałaś najlepiej”
ja – … zatkało mnie , z miną pytająco zdziwioną
– ” trzeba na slubie ładnie wyglądać”
ja – nadal z oczami wytrzeszcz ( dodam , miałam spodnie koloru khaki-jasny beż, koszulę biało niebieską, a na to sweter elegencki wedle mnie w kolorze kawy z mlekiem-rudawy lekko lużnawy przepasany szerokim paskiem ze skóry, buty to botki płaskie białe skórzane- wygodne, eleganckie stosowne do wykonywanej pracy)
-ocknęłam się , spojrzałam na siebie i odpowiedziałam- ” no ubrałam się wygodnie do pracy”
– ” no dziecko od pasa w dół to jeszcze jako tako , ale ten worek na górze…” tu kiwał przecząco głową
ja – nie zrozumiałam , myślałam , ze o torbę wielką ze sprzętem mu chodzi, bo koloru jasnego , prawie zielonego , mało fotograficzny wygląd ma, znowu oglądam się dookoła siebie z głupią miną – ” księdzu o torbę chodz?”
– “nie dziecko o ten brązowy worek co masz na górze , zobacz na swiadkową jak ona schludnie wygląda ( a świadkowa wbita w wąską mini i dopasowany kostium), trzeba sie ubrać stosownie do okoliczności”
ja – nadal w szoku rzuciłam – ” ale to mój najbardziej stosowny strój , i musze miec wygodnie bo ja na ślubie pracuję…”
Ksiądz pokiwał głową cos tam burknął , ze i tak mu się nie podoba , coś tam chlapn ął , ze czy wszystko zapamietałam co mi powiedział. Ja , już trzymając klamkę i odpalonym silnikiem do ucieczki kiwałam głowa i przytakiwałm głośno , ze wszystko wiem… ufff i wyszłam. A miałam swiadków obfocić jak dokumenty podpisują- szok był zbyt duży.
Na szczęście ślub dawał im młody ksiądz , ale i tak sztywniak , kątem oka mnie obserwował więc nie mogłam zaszaleć.
Ale przecież to chodzi o “PEKIN” – symbol minionego ustroju! Jak może być inaczej! Marcinie, może ten cwaniakowaty asystent to syn jakiegoś dobrze zakonserwowanego pułkownika z Układu Warszawskiego?
Wpisałem tu anegdotę, która ilustrowała to podejście, ale gdzieś już na forum chyba o tym opowiadałem, więc żeby się nie powtarzać, podmieniam na inną historię. To świeża historyjka, w której uczestniczyło kilka osób piszących na tym wątku. Marcin wspomniał bazę F-16. A więc ubiegłoroczne grudniowe warsztaty z koloru w Łasku. Z hotelu jedziemy do bazy lotniczej fotografować F-16. Cała ekipa mieści się w dwóch samochodach. Dla wygody ten drugi to duży van naszego kolegi Ryśka W., mieszkającego w Wiedniu. Dojeżdżamy do bram jednostki. Tam wita nas przemiły młody wojskowy, nasz przewodnik po bazie. Sprawdzają nasze dowody, wojskowy jedzie z nami do odległych hangarów. Pamiętacie Marcinie, Aniu jego minę %-? na parkingu na terenie bazy w Łasku? Otóż w tym momencie zobaczył austriacką rejestrację Richarda. Twarz mu na moment stężała. Samochód z kraju spoza NATO w bazie F-16 !?!? Będzie niefajnie w kontrwywiadzie wojskowym ;-/ Ale po wytłumaczeniu, że to jednak nasz, rodak, wszystko dobrze się skończyło! Ale Ryśka jednak podstępnie i z zaskoczenia wysadzili w katapulcie Od tej pory coś nie widzę go na warsztatach
Czy to był duch Układu Warszawskiego, czy ponadczasowa obsesja tajności, widoczna szczególnie u wojskowych? Jak się okazuje z historii tu przytaczanych, te przypadłości dotyczą nie tylko wojskowych, ale i księdzów (czytaj “księży” [K.,dzięki za uwagę]) , asystentów dyrektorów, muzealników…
Czy to był duch Układu Warszawskiego, czy ponadczasowa obsesja tajności, widoczna szczególnie u wojskowych? Jak się okazuje z historii tu przytaczanych, te przypadłości dotyczą nie tylko wojskowych, ale i księdzów, asystentów dyrektorów, muzealników…
Problem byłby teraz bardziej złozony bo Rychard to już nie Polak po papierkach , ad 1 maja to Austryjak pełna gębą. Już by go nie wpuścili.
Ciekaw jestem jak by go w takim razie potraktowali w PKiN )
Ciekaw jestem jak by go w takim razie potraktowali w PKiN )
Puścili wolno! Ale z tarasu widokowego na XXX piętrze…
Taka może…przygódka niewielka. Zeszłoroczne wakacje w Toskanii, sporo pstrykania przy różnych okazjach i w różnych miejscach, a zdjęcia motywu przewodniego – wielkich bel siana na polach ciągle odkładane (a bo to nie takie światło, a bo to jutro będzie lepiej itp. itd.) Pewnego wieczora wracamy do hotelu, przejeżdżamy koło upatrzonego już pola , a tu…beli nie ma. Pole spore, dojeżdzamy do drugiego końca, a tu…są , dwie zostały na polu, reszta już załadowana na przyczepę, traktor jedzie po kolejną. Wysiadam z aparatem, lecę do gospodarza w traktorze, pokazuję na bele i aparat i mam nadzieję, że się jakoś na migi dogadamy. Italiano wysiadł z traktora, myślę że mnie zaraz pogoni…a on, wyjął paczkę papierosów, zapalił i pokazał z uśmiechem, żebym sobie nie przeszkadzał i pstrykał, ile wlezie. Jak tu nie kochać Italii:)
Jest takie miejsce na południu Toskanii jak Chiesetta Vitaleta. Sztandarowe miejsce gdzie trzeba fotkę zrobić. No to ostatnio jak byłem to porobiłem kilka zdjęć. Obiekt bez tzw. stonki czyli turystów. Tak jak lubię. No i zacząłem fotofrafować. Od miejsca gdzie stałem do kaliczki dość daleko. W pewnwj chwili pokazała się postać. Najpierw się wkurzyłem ale potem doszedłem do wniosku że tapostać ma czerwone spodnie więc nawet nieźle będzie wyglądać na zdjęciu. No i zrobiłem kilka zdjęć.
Dopiero w domu jak ogladałem zdjęcia na ekranie w powiększeniu to wyszło że “postać” przyszła się tam wysikać.
- You must be logged in to reply to this topic.