Strona główna Fora Foto Inne Powiew świeżości – interesujące zdjęcia

Powiew świeżości – interesujące zdjęcia

Inne

Member

Tym wątkiem chcę trochę odwrócić pesymizm z wątku obok pt. “wieje nudą”.
Na początek zdjęcie i niesamowita jego historia, o której przeczytałem przed chwilą: http://www.tvn24.pl/zdjecie-z-krakowa-podbilo-internet,305613,s.html
Dobre zdjęcie może zrobić amator nie mający dobrego sprzętu. Nie trzeba wyjazdów w egzotyczne miejsca, można koło domu. Liczy się wizja i wyobraźnia!

Member
strzelec wrote:
Dobre zdjęcie może zrobić amator nie mający dobrego sprzętu. Nie trzeba wyjazdów w egzotyczne miejsca, można koło domu. Liczy się wizja i wyobraźnia!

Zgadzam się i na DFV nie brakuje takich przykładów.
Jednak co do zalinkowanego artykułu – fotografia bardzo fajna, jednak cała ta historia jak dla mnie za bardzo ucieka w stronę nadmuchanej przez autora sensacji. Taka bajka o kopciuszku – amator zrobił fajne zdjęcie i na drugi dzień zabijają się o niego agencje foto z całego świata, a National Geographic chce żeby im zrobił okładkę :)
Niestety (a może stety, nie wiem) dzisiaj o twojej popularności decyduje “ilość wyświetleń” – na różnych FejsBukach, Jutubach i innych takich…. Zespół Weekend też stał się “gwiazdą” z dnia na dzień bo miał ileś tam milionów “wyświetleń” swojego klipu – ale czy to jest fajne?
Takie czasy – jesteśmy e-społeczeństwem w e-świecie.
Znajomi, koledzy – w sieci, książki – w sieci, filmy – w sieci, muzyka – w sieci. Rybacy jacyś kuźwa jesteśmy – wszystko mamy “w sieci”. Wybaczcie ale mnie to drażni i podnosi ciśnienie.
Jak patrzę (nawet na przykładzie swojego 9-letniego syna) co się dzieje z młodymi to trochę mi żal. Albo w laptopie cały dzień, albo przed telewizorem, albo z kamerą lata, książek nie czyta tylko słucha audiobooki.
Ktoś powie – społeczeństwo informatyczne. Guzik prawda, pokolenie garbatych cyborgów nam rośnie.
Jak sobie przypomnę czasy swojego dzieciństwa to lataliśmy z piłką cały dzień, jeździliśmy na rowerach, pod namioty na obozy, na koncerty (muzyka też wtedy była inna, nie taka “papka” jak dzisiaj) łaziliśmy po drzewach i płotach, nogi fioletowe od siniaków. We wakacje nie było nikogo w domu od rana do wieczora, no ale wtedy FejsBóg jeszcze nie rządził :)
Dzisiaj aparat musi mieć wi-fi i jednym przyciskiem wysyłasz zdjęcie na fejs,a. To jest najważniejsze dla młodych, a nie matryca czy obiektyw.
Co będzie dalej?

Member
tomasziolkowski wrote:
Jak sobie przypomnę czasy swojego dzieciństwa to lataliśmy z piłką cały dzień, jeździliśmy na rowerach, pod namioty na obozy, [..] łaziliśmy po drzewach i płotach, nogi fioletowe od siniaków. We wakacje nie było nikogo w domu od rana do wieczora

I większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że to poważny problem. Kiedyś przebywając na dworze, organizm dzieci miał szansę wyprodukować odpowiednią ilość witaminy D, która jest niezbędna do prawidłowego rozwoju. Najnowsze badania pokazują, że dzieci mają ogromny niedobór tej witaminy. I nie pomaga już zażywanie tranu, czy innych kompleksów witaminowych, bo tam jest witaminy D po prostu za mało! Według najnowszych wyliczeń trzeba zwiększyć zalecaną dawkę dziennego spożycia, chociaż w cale nie wiadomo, czy to coś zmieni. Jeżeli szybko czegoś nie wymyślimy, to może się to skończyć tragicznie!

Member

Obserwując dzisiejszą młodzież, odnoszę wrażenie że za jakiś czas ludzie będą mieli mózg w kciuku prawej ręki. Pytanie tylko, czy to bedzie za pięć czy dziesięć pokoleń.

Member
strzelec wrote:
Tym wątkiem chcę trochę odwrócić pesymizm z wątku obok pt. “wieje nudą”

hmmm…na razie średnio udana próba, sądząc z powyższych wpisów, jak najbardziej prawdziwych skądinąd:)
Różnice międzypokoleniowe są coraz wyraźniejsze i sam, jak patrzę na dzisiejszą młodzież, czuję się dziwnie stary, ale jednocześnie doceniam własne czasy młodości – to były czasy:) oranżada w proszku, w piłkę grało się z kolegami, a nie na PS, o alergiach nikt nie słyszał, szynka była z mięsą, a muzyki dało się słuchać bez problemów z rozróżnieniem poszczególnych kawałków:) Nie było jednak cyfrowych lustrzanek, które jednak nieco ułatwiają zabawę w fotografię – mamy i optymistyczny motyw w tym wszystkim:)

Member

moje maluchy (2 x 10 l.) czytają książki (do późna w nocy o co jest nieraz awantura…) siedzą trochę przy kompie, i latają po podwórku, o pomysłach na ich zabawy nie wspomnę… Myślę, że problem nie tkwi w tym jak i gdzie się kto bawi… Problem widzę w mentalności. W szkole moje dziewczynki dowiedziały się o brzydkich słówkach, o manipulacjach, o wielu innych rzeczach których wolałbym im oszczędzić na razie…

Member
szalas wrote:
.. to były czasy:) oranżada w proszku, w piłkę garło się z kolegami, a nie na PS…

A jak zajechałeś z samochodem do mechanika to brał młotek i śrubokręt, a dzisiaj podpina wi-fi pod komputer w samochodzie, otwiera lapka i za 2 minuty mówi co się popsuło.
Skoro już taki postęp to mogli by zrobić w końcu takie samochody które po prostu nie będą się w ogóle psuły? :)

Nawet Papież B16 skusił się na Twittera. I co?
Jeszcze trochę to do spowiedzi nie pójdziesz do konfesjonału tylko wyślesz SMSa z grzechami pod 0800.. i dostaniesz s powrotem pokutę do odmówienia.

Member
tomasziolkowski wrote:
Skoro już taki postęp to mogli by zrobić w końcu takie samochody które po prostu nie będą się w ogóle psuły :)

Bardzo mi przykro, ale świat właśnie idzie w przeciwnym kierunku :(
Wszystkie produkty muszą się psuć, żeby trzeba było kupować następne a interes się kręcił :(

Member

Tak narzekacie na ten postęp a jednak widzę że Wasze zdjęcia mają exify. Dawniej to, dawniej tamto… dawniej się też w kolejce stało trzy godziny po kawałek salcesonu. I trzeba było uważać co się mówi i z kim się zadaje, żeby nie mieć problemów z władzą. A co do tego czym się dzieci dzisiaj zajmują, to proponuję najpierw rodzicom zająć się dziećmi :-)

Member
okuka67 wrote:
A co do tego czym się dzieci dzisiaj zajmują, to proponuję najpierw rodzicom zająć się dziećmi :-)

Dobrze gada! Wina mu nalać! :)

Pamiętam, że rodzice chodzili ze mną na długie spacery i całodniowe wycieczki.

Member
okuka67 wrote:
Dawniej to, dawniej tamto…trzeba było uważać co się mówi i z kim się zadaje, żeby nie mieć problemów z władzą. :-)

Powiedz to ” Panu AntyKomorowi” :)

Member
wzrokowiec wrote:
okuka67 wrote:
A co do tego czym się dzieci dzisiaj zajmują, to proponuję najpierw rodzicom zająć się dziećmi :-)

Dobrze gada! Wina mu nalać! :)

Eeee tam wina, kliknij “lubię to” :))

Member
tomasziolkowski wrote:
okuka67 wrote:
Dawniej to, dawniej tamto…trzeba było uważać co się mówi i z kim się zadaje, żeby nie mieć problemów z władzą. :-)

Powiedz to ” Panu AntyKomorowi” :)

Znaj proporcję mocium Panie :-D

Member

:)
1328357491_by_barmanick_500.jpg

Member

To sobie jeszcze podrukuje…

Member
okuka67 wrote:
I trzeba było uważać co się mówi i z kim się zadaje, żeby nie mieć problemów z władzą.

W pewnych dziedzinach życia niewiele się od tamtych czasów zmieniło niestety…
Więcej narzekać nie będę:) w końcu nie bardzo wiem, o co chodzi z tymi wszystkimi fejsbukami czy twiterami, konsoli nie mam, a do wszelkich nowinek podchodzę z dużą ostrożnością, by nie wpaść w zaklętą karuzelę gonienia za nowym modelem – zdrowy rozsądek i umiar pozwoli jakoś chyba dociągnąć do końca;)

Member

Wszystko to prawda! Ale dyskusja poszła w inną stronę… MZ zdjęcie jest fajne, z pomysłem tzn. świeże!
A cała otoczka? Większość chce zbić jakiś interes na popularności (sława, kasa, itepe…). Facet tym zdjęciem trafił totka! Ktoś nie wziąłby nagrody? Baz hipokryzji…
A co do internetu. Jestem pierwszy z tych, co wolą od niego wędrowanie po górach i inne pożyteczne zajęcia. Ale nie obrażam się na czasy! Takie mamy: demokratyczne i elektroniczne. Pewno, że rację miał Lem (“nie wiedziałem’ że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie zajrzałem do internetu”). Ale co w zamian: zmanipulowane, skomercjalizowane i stabloizowane media? Piarowska polityka w naszym imieniu? Wszechobecne poglądy typu plastik-fantastik?
Internet może służyć wolności, bez wciskanie kitu, który tak dobrze się sprzedaje! Wszystko zależy od ludzi, można na wszystko narzekać a można dobrze wykorzystać. Choćby, na naszym poletku, pokazywać fajne, orginalne zdjęcia – bez naśladownictwa, poza modą i tym całym plastikiem, który ułatwia zaawansowana technologia…

Member

Co fakt, to fakt – zdjęcie oceniam na ****, przede wszystkim za świetny pomysł i konsekwencję w realizacji, całą otoczkę i wielkie halo wokół na 0 (do usunięcia) :-)

Member
okuka67 wrote:
A co do tego czym się dzieci dzisiaj zajmują, to proponuję najpierw rodzicom zająć się dziećmi :-)

Po wizycie na facebooku, nk, twiterze czy przed ? :)

Member
johnas wrote:
okuka67 wrote:
A co do tego czym się dzieci dzisiaj zajmują, to proponuję najpierw rodzicom zająć się dziećmi :-)

Po wizycie na facebooku, nk, twiterze czy przed ? :)

Rzecz w tym, że jak to się mówi wszystko jest dla ludzi. Wódka też. Problem zaczyna być wtedy, jak ktoś się dorwie do czegoś jak głupi do sera ;-)

Member
okuka67 wrote:
Rzecz w tym, że jak to się mówi wszystko jest dla ludzi. Wódka też. Problem zaczyna być wtedy, jak ktoś się dorwie do czegoś jak głupi do sera ;-)

nic nie rozumiem:) o co chodzi? – w moich stronach głupi do sera to się śmieje ;)

Member

Możliwe, nie pamiętam :-D może: nażreć się jak małpa kitu? :-D

Member

ewentualnie – porwać się jak szczerbaty na suchary :D

Member
wzrokowiec wrote:
tomasziolkowski wrote:
Skoro już taki postęp to mogli by zrobić w końcu takie samochody które po prostu nie będą się w ogóle psuły :)

Bardzo mi przykro, ale świat właśnie idzie w przeciwnym kierunku :(
Wszystkie produkty muszą się psuć, żeby trzeba było kupować następne a interes się kręcił :(

no trafiłeś w mój problem, a mam nadzieję, ze to nieprawda;) Pojechałam ostatnio z obiektywem do hurtowni w której go kupiłam bo coś mi ostrość nie łapała gdzie chciałam. Pan podpiął mój aparat do komputerka i zapytał: a to on jeszcze robi zdjęcia? Jak to?-pytam-a dlaczego ma nie robić?; No bo one maja migawkę na 100tys., a pani zrobiła już 104…
No to mówię Wam jak się zestresowałam, czy ja serio muszę już zbierać na nowy aparat?

Member

Pewnie nieprawda, ale…osobiście mam teorię, że obecnie wszelakie urządzenia – od nożyków do golenia po samochody, projektuje się i wykonuje na określony z góry przebieg i potem włącza się “mechanizm samozniszczenia”.

Teoria trochę spiskowa, ale wokół sporo przykładów potwierdzających…maszynka konsumpcyjna musi mieć przerób.
Aparat z pewnością jeszcze jakiś czas wytrzyma (ilość cykli migawki to chyba minimalna wielkość gwarantowana), ale nowy Cię nie ominie;)

Member

muszę zacząć zbierać kasę i myśleć jaki model wybrać, taki oczywiście, żeby szkła pasowały…

Member
niko wrote:
mówię Wam jak się zestresowałam, czy ja serio muszę już zbierać na nowy aparat?

Niekoniecznie na nowy aparat, ale na wymianę migawki musisz zbierać.

Member

może się okazać, że wymiana migawki w starym kosztuje prawie tyle co nowy. Nie produkują części, trzeba sprowadzać, ble ble ble… :D

Member
szalas wrote:
Pewnie nieprawda, ale…osobiście mam teorię, że obecnie wszelakie urządzenia – od nożyków do golenia po samochody, projektuje się i wykonuje na określony z góry przebieg i potem włącza się “mechanizm samozniszczenia”

Ależ prawda. No może nie do końca z tym mechanizmem samozniszczenia :) Generalnie biznes się musi kręcić, przy obecnych wydajnościach produkcyjnych bez konieczności u klientów wymiany na nowy takie fabryki po paru latach produkcji mogłyby spokojnie zostać wyłączone :)
Druga sprawa – koszty, nie chcemy (nie możemy) płacić dużo za coś tam, więc zamiast np magnezu stosuje się tańsze tworzywa sztuczne (ale mniej wytrzymałe).
Ale nie jest tak źle, moja pralka i lodówka z drobnymi naprawami pracują już 14 lat a już jak je kupowałem słyszałem o teoriach spiskowych i, że kupując Polar czy Amikę będę musiał je wymienić za parę lat… na szczęście pracują nadal :)
Minus takiego podejścia do produkcji to głównie góry śmieci, które to generuje…. :(

Member
saldi wrote:
Ale nie jest tak źle, moja pralka i lodówka z drobnymi naprawami pracują już 14 lat a już jak je kupowałem słyszałem o teoriach spiskowych i, że kupując Polar czy Amikę będę musiał je wymienić za parę lat… na szczęście pracują nadal :)

A to akurat znam z autopsji.
Użytkuję (a w zasadzie to moja żona) pralkę, która jest prezentem ślubnym, a więc ma już ile? (poczekajcie chwilkę tylko zerknę pod obrączkę) – ma 12 lat. W między czasie ok 5-6 razy była naprawiana (drobne naprawy). Przy kolejnej usterce podpytałem serwisanta, który również sprzedaje nowe urządzenia, czy może nie warto już dołożyć parę złotych i kupić nową pralkę? Nawet o tym nie myśl chłopie – odpowiedział. Nowa pralka starczy ci na 2-3 lata i koniec – na złom, trzymaj tą starą ile wlezie.
To samo słyszałem o nowych silnikach samochodowych od człowieka “z branży” który zna to od środka. Piękne, mocne, oszczędne, wysokoprężne i Bóg wie jakie jeszcze cudne silniki (producenta nie wymienię) ale ich żywotność przewidziana jest na ok.100 tys. km. A potem kaput i masz iść po nowy samochód.
W związku z tym, że Klient oczekuje że produkt ma być tani (wymusza to również wyścig szczurów), to w związku z tym jego żywotność musi być w pewien sposób ograniczona. Gdyby wszystko było i tanie i długowieczne to rynek by bardzo szybko nasycił się produktami i umarł śmiercią naturalną.
Coś w tej teorii spiskowej musi być :)
Wiecie jakie jest najbardziej znane zdanie na świecie?
Made in China :)

Member
tomasziolkowski wrote:
saldi wrote:
Ale nie jest tak źle, moja pralka i lodówka z drobnymi naprawami pracują już 14 lat a już jak je kupowałem słyszałem o teoriach spiskowych i, że kupując Polar czy Amikę będę musiał je wymienić za parę lat… na szczęście pracują nadal :)

A to akurat znam z autopsji.
Użytkuję (a w zasadzie to moja żona) pralkę, która jest prezentem ślubnym, a więc ma już ile? (poczekajcie chwilkę tylko zerknę pod obrączkę) – ma 12 lat. W między czasie ok 5-6 była naprawiana (drobne naprawy). Przy kolejnej usterce podpytałem serwisanta, który również sprzedaje nowe urządzenia, czy może nie warto już dołożyć parę złotych i kupić nową pralkę? Nawet o tym nie myśl chłopie – odpowiedział. Nowa pralka starczy ci na 2-3 lata i koniec – na złom, trzymaj tą starą ile wlezie.
To samo słyszałem o nowych silnikach samochodowych od człowieka “z branży” który zna to od środka. Piękne, mocne, oszczędne, wysokoprężne i Bóg wie jakie jeszcze cudne silniki (producenta nie wymienię) ale ich żywotność przewidziana jest na ok.100 tys. km. A potem kaput i masz iść po nowy samochód.
Coś w tej teorii spiskowej musi być :)

no to się dołączę:) przy okazji przeglądu okresowego mojego samochodu miałem okazję zapoznać sie z następujacym faktem – w serwisie stał również samochód wyposażony w silnik p.t. małe TSI z usterką p.t. silnik się rozsypał…po 4 tys. km:)

Member

Nie ma co narzekać, kupować trzeba, biznes musi się kręcić. Jakbyście byli producentami to byście inaczej śpiewali ;)

Member
szalas wrote:
no to się dołączę:) przy okazji przeglądu okresowego mojego samochodu miałem okazję zapoznać sie z następujacym faktem – w serwisie stał również samochód wyposażony w silnik p.t. małe TSI z usterką p.t. silnik się rozsypał…po 4 tys. km:)

Dlatego C klasa + wolnossący diesel 2.2l z połowy lat 90tych to marzenie każdego taksówkarza. Te silniki robią po 1,5 mln. kilometrów bez remontu.
Też sobie takiego kiedyś sprawię :)
P.S.
Nie wiem jak to się ma do powiewu świeżości ale wątek się chyba zlekka rozpłynął ;)

Member
tomasziolkowski wrote:
P.S.
Nie wiem jak to się ma do powiewu świeżości ale wątek się chyba zlekka rozpłynął ;)

:) jaki każdy inny:) z lekka meandruje.

Member
strzelec wrote:
Tym wątkiem chcę trochę odwrócić pesymizm z wątku obok pt. “wieje nudą”.
Na początek zdjęcie i niesamowita jego historia, o której przeczytałem przed chwilą: http://www.tvn24.pl/zdjecie-z-krakowa-podbilo-internet,305613,s.html
Dobre zdjęcie może zrobić amator nie mający dobrego sprzętu. Nie trzeba wyjazdów w egzotyczne miejsca, można koło domu. Liczy się wizja i wyobraźnia!

Kto nie pamięta w czym rzecz to proszę :D

Member

Aż strach pomyśleć co będzie jak strzelec wróci i przeczyta.
Mam nadzieję że on to “wolny strzelec” a nie “wyborowy”.

Member

nie wiem czy wolny, nie widziałem go w biegu ;)

Member
tomasziolkowski wrote:
szalas wrote:
no to się dołączę:) przy okazji przeglądu okresowego mojego samochodu miałem okazję zapoznać sie z następujacym faktem – w serwisie stał również samochód wyposażony w silnik p.t. małe TSI z usterką p.t. silnik się rozsypał…po 4 tys. km:)

Dlatego C klasa + wolnossący diesel 2.2l z połowy lat 90tych to marzenie każdego taksówkarza. Te silniki robią po 1,5 mln. kilometrów bez remontu.

Jak się dba i serwisuje na bieżąco, to każdy samochód długo wytrzyma. Jak ktoś kupuje samochód i naprawia tylko wtedy jak coś padnie, w dodatku tnąc koszta kupując tanie chińskie zamienniki, to nie dziwota, że pada po 100 tys. km.
Kumpel kupił swoje auto za 17k 3 lata temu. Były tańsze, ale miał być zadbany, a nie szrot. W tym czasie włożył w niego ze 12k. Nie naprawiał aż się zepsuje, a powolutku doprowadzał auto do stanu ideału. Tak zadbanej i doinwestowanej Alfy 166 I-II chyba w całej Bydgoszczy nie ma. Gdyby miał naprawiać tylko wtedy aż coś padnie, to tysiąc złotych to max, co by w nią włożył. Ludzie kupują wozidupy, a jak się zaczynają sypać, to sprzedają.
Inny kolega kupił kiedyś Mazdę 323F. Chodziła, ale ze 30 tys. km później jak się zaczęła sypać, to od razu wszystko, bo była zajeżdżona na maksa. A potem gadanie, że gówno. Wszystko będzie gównem jak się nie będzie dbało.

Keymaster
niko wrote:
Pan podpiął mój aparat do komputerka i zapytał: a to on jeszcze robi zdjęcia? Jak to?-pytam-a dlaczego ma nie robić?; No bo one maja migawkę na 100tys., a pani zrobiła już 104…
No to mówię Wam jak się zestresowałam, czy ja serio muszę już zbierać na nowy aparat?

Nie ma sensu się stresować, tylko się wrzodów dorobisz. Migawka liczona na 100 tysięcy klapnięć oznacza, że tyle powinna wytrzymać, ale może i wytrzymać dwa razy tyle. A zdarza się, że psuje się po 30 tysiącach. Jakiś czas temu koszt wymiany migawki wynosił około 600 zł.

Member

migawka mojego EOSa 450 D to… ponad 270 tys. pstryków – i nieźle sobie radzi :)

Keymaster

Czyli – zaoszczędziłaś sobie kupowanie trzech aparatów. Trzymam kciuki, żebyś i czwarty przetrwała :)

Member

ufff, jak dobrze, że jesteście, zaraz mi lepiej po takich wieściach:)

Member

:)

Member
tomasziolkowski wrote:
saldi wrote:
Ale nie jest tak źle, moja pralka i lodówka z drobnymi naprawami pracują już 14 lat a już jak je kupowałem słyszałem o teoriach spiskowych i, że kupując Polar czy Amikę będę musiał je wymienić za parę lat… na szczęście pracują nadal :)

A to akurat znam z autopsji.
Użytkuję (a w zasadzie to moja żona) pralkę, która jest prezentem ślubnym, a więc ma już ile? (poczekajcie chwilkę tylko zerknę pod obrączkę) – ma 12 lat. W między czasie ok 5-6 razy była naprawiana (drobne naprawy). Przy kolejnej usterce podpytałem serwisanta, który również sprzedaje nowe urządzenia, czy może nie warto już dołożyć parę złotych i kupić nową pralkę? Nawet o tym nie myśl chłopie – odpowiedział. Nowa pralka starczy ci na 2-3 lata i koniec – na złom, trzymaj tą starą ile wlezie.
To samo słyszałem o nowych silnikach samochodowych od człowieka “z branży” który zna to od środka. Piękne, mocne, oszczędne, wysokoprężne i Bóg wie jakie jeszcze cudne silniki (producenta nie wymienię) ale ich żywotność przewidziana jest na ok.100 tys. km. A potem kaput i masz iść po nowy samochód.
W związku z tym, że Klient oczekuje że produkt ma być tani (wymusza to również wyścig szczurów), to w związku z tym jego żywotność musi być w pewien sposób ograniczona. Gdyby wszystko było i tanie i długowieczne to rynek by bardzo szybko nasycił się produktami i umarł śmiercią naturalną.
Coś w tej teorii spiskowej musi być :)
Wiecie jakie jest najbardziej znane zdanie na świecie?
Made in China :)

To już moi mili Państwo nie teoria a praktyka.
Jakiś czas temu w moim telewizorze leciał program na discovery czy jakimś tam, gdzie wyraźnie mówiono o tym jak kształci się teraz inzynierów i projektantów od masówki konsumpcyjnej.
Ustrojstwo ma działać 2 lata, 4 lata i śmietnik. Zdziwiony właściciel ustrojstwa leci po nowe, lepsze, wydajniejsze i znowu, 2lata, 4 lata i śmietnik.
Ludzie mają kupować i ratowac gospodarki przed upadkiem.

Member

Zdjęcie które mnie ostatno zachwyciło to jest zdjęcie zamieszczone w lutowym magazynie Kuchnia. Nie, nie, ja nie gotuję i też nie jest to zdjęcie potrawy. Żona kupuje ten magazyn.
Jest tam artykuł o kuchni Nowego Orleanu. Zamieszczone w magazynie zdjęcie przedstawia trębacza. MZ rewela.
Niestety autorzy zdjęć w tym artykule podani są grupowo więc nie wiem kto jest autorem tego zdjęcia. Trochę szukałem ale dałem spokój.
Ale jak ktoś z Was będzie w empiku po nowy numer DFV to prosze zajrzeć do lutowej Kuchni. A nuż jakiś przepis zaintryguje. :)

Member

Dzięki Eter, za powrót do tematu. To zdjęcie w “Kuchni” obejrzę na pewno. Swoją drogą to ciekawy trop: rozglądać się za niebanalnymi, świeżymi zdjęciamie w prasie nie mającej nic wspólnego z pismami artystyczno-fotograficznymi! O to chodzi!

Jak patrzę na naszą galerię to czasem myślę, że jesteśmy jednak trochę skonwencjonalizowani w naszym hobby, dążymy do perfekcji w kompozycji, technice. A świeżości nieraz nie ma! Po sobie przede wszystkim tak wnioskuję…

O co mi chodzi. Na przykładzie może. W rodzinie mam miłą osóbkę, studentkę, która zaczęła robić zdjęcia bardzo niedawno, i oczywiście nie zna tych wszystkich żelaznych zasad kompozycji itepe. Sporo podróżuje po świecie z chłopakiem, ale w nietypowy sposób – pełna improwizacja! Nie interesują ich jakieś zabytki, krajobrazy. Jej zdjęcia to impresje: jakaś filiżanka w kawiarni, fragmenty graffiti, ludzie w pędzie, jakiś piesek… wszystko to raczej nieostre, przekrzywione. Ale jest moc, jak to mówią! Piękna opowieść z podróży: wrażenia, emocje, pełen spontan… Jednym słowem świeżość.

Ostatnio, poza sprzętem, dałem jej świetne (mz) książki fotograficzne. Zaczynam się zastanawiać czy to dobra pomoc z mojej strony, czy nie zagubi pod wpływem wiedzy tej spontaniczności… Wiem: żeby łamać zasady trzeba je znać. Ale zastanawiam się mocno. Może dlatego założyłem ten wątek.

Member

Darek podał na fb, a że tu nie wszystkim fb pasi, to zapodaję za nim, bo o takie foty chodzi mi w tym wątku:
http://www.prw.pl/articles/view/27102/zdjecia-tulipanow-podbily-usa-zobacz
PS.Rany Boskie! Jeszcze mnie mecenas o plagiat oskarży… ;-)

Member

A mnie się podoba to:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=lF3XeeGo9MI

Member

Ładne! Ale to nie jedno a 24 tys. zdjęć. Na YT to już jakaś moda i maniera na składanie zdjęć w żwawe filmiki. Jak tu pokazać krajobraz w sposób całkiem nowatorski? Jestem pełen podziwu dla pracy tych dwóch braci, ale tak sobie kombinuję, jakby tu całkiem inaczej podejść do tematu. Ale cd. czyli zapowiedzianą zimę w Bieszczadach obejrzę, nawet jak będzie konwencjonalnie pokazana….

Member

Zdjęć ogrom ale idzie obejrzeć. Moja znajoma chciała mi pokazać kiedyś ponad tysiąc zdjęć z Tunezji. Przy trzechsetnym wymiękłem a tu się nie nudzi. Rzeczywiście jest teraz taki trend albo maniera z tymi zdjęciami ale ja to wstawiłem bo lubię Bieszczady i większość miejsc tam pokazanych schodziłem a to się inaczej ogląda. Też czekam na zimę. Pewnie chłopaki teraz pstrykają a my siedzimy w cieplutkim pokoju przy komputerku.

Member
strzelec wrote:
Tym wątkiem chcę trochę odwrócić pesymizm z wątku obok pt. “wieje nudą”.
Na początek zdjęcie i niesamowita jego historia, o której przeczytałem przed chwilą: http://www.tvn24.pl/zdjecie-z-krakowa-podbilo-internet,305613,s.html
Dobre zdjęcie może zrobić amator nie mający dobrego sprzętu. Nie trzeba wyjazdów w egzotyczne miejsca, można koło domu. Liczy się wizja i wyobraźnia!

Zacytuję zasłyszane kiedys słowa p. Tomasza Tomaszewskiego – cytuję z głowy, będzie tak mnie-więcej: “Byłem niedawno na wystawie fotografii, zdjęcia amatorów z jakiegoś wyjazdu. I powiem Wam, że dawno nie widziałem w jednym miejscu na raz tylu dobrych fotografii. Naprawdę dobrych. I to widać, że zrobionych w godzinach, kiedy żaden profesjonalista nawet nie wyjmie aparatu, bo wie, że w tym czasie zdjęć się nie robi. A amator o tym nie wie i robi.” Koniec cytatu.
Wiedza jest na pewno potrzebna. Ale wiedza czasami utrudnia, krępuje, ogranicza, jest takim gorsetem dla wyobraźni. Przyspiesza “zmęczenie materiału”. Dlatego też czasami zdjęcia amatorów są lepsze niż zawodowców.
Bez urazy.

Member

Wątek 1 – zdjęcie.
Zdjęcie naprawdę znakomite. Dość często zaskakuje mnie to, że ludzie są tacy pomysłowi.
Nie dość że dobre, to jeszcze na dodatek ciekawe, coś się dzieje.
Nie tylko szara smutna płaszczyzna i wystający patyczek ;-)
Często podchodzimy do zdjęć trochę zbyt formalnie (ostrość, GO, światło itp), a zapominamy trochę o treści.

Wątek 2 – trwałość produktów.
Polecam znakomity film tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=QPPW8KM7eEU&feature=youtu.be
Film trochę długi 53 min, ale znakomicie różne mechanizmy tłumaczy.
Jak widać to nie są teorie spiskowe tylko spiski :-)))
Nie wiedziałem że powstała kiedyś cała teoria ekonomiczna wychodzenia z kryzysu, opierająca się na obniżaniu trwałości produktów.

Member
tomasziolkowski wrote:
strzelec wrote:
Dobre zdjęcie może zrobić amator nie mający dobrego sprzętu. Nie trzeba wyjazdów w egzotyczne miejsca, można koło domu. Liczy się wizja i wyobraźnia!

Zgadzam się i na DFV nie brakuje takich przykładów.
Jednak co do zalinkowanego artykułu – fotografia bardzo fajna, jednak cała ta historia jak dla mnie za bardzo ucieka w stronę nadmuchanej przez autora sensacji. Taka bajka o kopciuszku – amator zrobił fajne zdjęcie i na drugi dzień zabijają się o niego agencje foto z całego świata, a National Geographic chce żeby im zrobił okładkę :)
Niestety (a może stety, nie wiem) dzisiaj o twojej popularności decyduje “ilość wyświetleń” – na różnych FejsBukach, Jutubach i innych takich…. Zespół Weekend też stał się “gwiazdą” z dnia na dzień bo miał ileś tam milionów “wyświetleń” swojego klipu – ale czy to jest fajne?
Takie czasy – jesteśmy e-społeczeństwem w e-świecie.
Znajomi, koledzy – w sieci, książki – w sieci, filmy – w sieci, muzyka – w sieci. Rybacy jacyś kuźwa jesteśmy – wszystko mamy “w sieci”. Wybaczcie ale mnie to drażni i podnosi ciśnienie.
Jak patrzę (nawet na przykładzie swojego 9-letniego syna) co się dzieje z młodymi to trochę mi żal. Albo w laptopie cały dzień, albo przed telewizorem, albo z kamerą lata, książek nie czyta tylko słucha audiobooki.
Ktoś powie – społeczeństwo informatyczne. Guzik prawda, pokolenie garbatych cyborgów nam rośnie.
Jak sobie przypomnę czasy swojego dzieciństwa to lataliśmy z piłką cały dzień, jeździliśmy na rowerach, pod namioty na obozy, na koncerty (muzyka też wtedy była inna, nie taka “papka” jak dzisiaj) łaziliśmy po drzewach i płotach, nogi fioletowe od siniaków. We wakacje nie było nikogo w domu od rana do wieczora, no ale wtedy FejsBóg jeszcze nie rządził :)
Dzisiaj aparat musi mieć wi-fi i jednym przyciskiem wysyłasz zdjęcie na fejs,a. To jest najważniejsze dla młodych, a nie matryca czy obiektyw.
Co będzie dalej?

Jeśli mogę trochę pobiadolić od rana, to wracając do mojej niedawnej teorii (czyt. powyżej) wpadł mi dziś przypadkiem taki tekst. Jak ktoś ma ochotę to zapraszam do lektury.
“Dorastaliście w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych? Jak, do cholery, udało się wam przeżyć?! Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa ani zagłówków, ani poduszek powietrznych! Na tylnym siedzeniu było wesoło, a nie niebezpiecznie. Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi. Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów. Butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone. Można było jeździć na rowerze bez kasku. Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Niektórzy nie byli dobrzy w nauce i czasami musieli powtarzać rok. Nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny ani dyslektyczny. Po prostu powtarzał rok i to była jego szansa. Wodę piło się z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie ze sterylnych butelek PET. Wcinaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł. Nie mieliśmy Playstation, Nintendo 64, X-Boxa, gier wideo, 99 kanałów w TV, DVD i wideo, Dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroomów w internecie… lecz przyjaciół ! Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Można się było bawić do upojenia, pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek… I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy! Nieprawdopodobne! Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie! Całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłę na jedną bramę, a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma. Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, złamane kości, czasem wybite zęby, ale nigdy nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! Nikt nie był winien, tylko my sami. Nie baliśmy się deszczu, śniegu ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani na krowie mleko. Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski, sukcesy i zadania. I uczyliśmy się dawać sobie radę! Pytanie za 100 punktów brzmi: Jak udało się nam przeżyć? A przede wszystkim: Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość? Też jesteś z tej generacji? Przypomnij sobie, jak było. Pewnie, można powiedzieć, że żyliśmy w nudzie, ale…przecież byliśmy szczęśliwi! Czyż nie? Miłego dnia.” (źródło: dzieci.pl)

Member

Tak było, to fakt;) chociaż zaraz, co znaczy było? a dlaczego nie może być dalej? co prawda oranżady w proszku już nie ma, ale cała reszta to chyba kwestia nastawienia i konsekwencji w działaniu :) To że wszyscy dookoła tak żyją, to znaczy…nic; co do większości, ktoś (sorki, ale nie pamiętam kto) na forum ma fajną stopkę w tej kwestii, coś o muchach :)

Member

Dzięki, strzelec i tomasziolkowski. Przypomniałem sobie dzięki Wam trochę ze starych dziejów. Ech……. :)

Member

Dobry tekst, kradnę sobie na FB, może lajków nazbieram ;)

Member
okuka67 wrote:
Dobry tekst, kradnę sobie na FB…..

:)
Nie czytałeś?
W piłkę idź pograj ;)

Member

oebcnie to bałbym się pisać co robiliśmy i czego używaliśmy podczas “zabaw” na strzelnicy ;) jakoś wszyscy do dziś żyjemy i nikomu nic nie urwało ;) kilka doświadczeń przydało się w ciemni fotograficznej ;)

Member
tomasziolkowski wrote:
tomasziolkowski wrote:
strzelec wrote:
Dobre zdjęcie może zrobić amator nie mający dobrego sprzętu. Nie trzeba wyjazdów w egzotyczne miejsca, można koło domu. Liczy się wizja i wyobraźnia!

Zgadzam się i na DFV nie brakuje takich przykładów.
Jednak co do zalinkowanego artykułu – fotografia bardzo fajna, jednak cała ta historia jak dla mnie za bardzo ucieka w stronę nadmuchanej przez autora sensacji. Taka bajka o kopciuszku – amator zrobił fajne zdjęcie i na drugi dzień zabijają się o niego agencje foto z całego świata, a National Geographic chce żeby im zrobił okładkę :)
Niestety (a może stety, nie wiem) dzisiaj o twojej popularności decyduje “ilość wyświetleń” – na różnych FejsBukach, Jutubach i innych takich…. Zespół Weekend też stał się “gwiazdą” z dnia na dzień bo miał ileś tam milionów “wyświetleń” swojego klipu – ale czy to jest fajne?
Takie czasy – jesteśmy e-społeczeństwem w e-świecie.
Znajomi, koledzy – w sieci, książki – w sieci, filmy – w sieci, muzyka – w sieci. Rybacy jacyś kuźwa jesteśmy – wszystko mamy “w sieci”. Wybaczcie ale mnie to drażni i podnosi ciśnienie.
Jak patrzę (nawet na przykładzie swojego 9-letniego syna) co się dzieje z młodymi to trochę mi żal. Albo w laptopie cały dzień, albo przed telewizorem, albo z kamerą lata, książek nie czyta tylko słucha audiobooki.
Ktoś powie – społeczeństwo informatyczne. Guzik prawda, pokolenie garbatych cyborgów nam rośnie.
Jak sobie przypomnę czasy swojego dzieciństwa to lataliśmy z piłką cały dzień, jeździliśmy na rowerach, pod namioty na obozy, na koncerty (muzyka też wtedy była inna, nie taka “papka” jak dzisiaj) łaziliśmy po drzewach i płotach, nogi fioletowe od siniaków. We wakacje nie było nikogo w domu od rana do wieczora, no ale wtedy FejsBóg jeszcze nie rządził :)
Dzisiaj aparat musi mieć wi-fi i jednym przyciskiem wysyłasz zdjęcie na fejs,a. To jest najważniejsze dla młodych, a nie matryca czy obiektyw.
Co będzie dalej?

Jeśli mogę trochę pobiadolić od rana, to wracając do mojej niedawnej teorii (czyt. powyżej) wpadł mi dziś przypadkiem taki tekst. Jak ktoś ma ochotę to zapraszam do lektury.
“Dorastaliście w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych? Jak, do cholery, udało się wam przeżyć?! Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa ani zagłówków, ani poduszek powietrznych! Na tylnym siedzeniu było wesoło, a nie niebezpiecznie. Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi. Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów. Butelki od lekarstw i środków czyszczących nie były zabezpieczone. Można było jeździć na rowerze bez kasku. Szkoła trwała do południa, a obiad jadło się w domu. Niektórzy nie byli dobrzy w nauce i czasami musieli powtarzać rok. Nikogo nie wysyłano do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny ani dyslektyczny. Po prostu powtarzał rok i to była jego szansa. Wodę piło się z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie ze sterylnych butelek PET. Wcinaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą, bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni. Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł. Nie mieliśmy Playstation, Nintendo 64, X-Boxa, gier wideo, 99 kanałów w TV, DVD i wideo, Dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroomów w internecie… lecz przyjaciół ! Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada. Można się było bawić do upojenia, pod warunkiem powrotu do domu przed nocą. Nie było komórek… I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy! Nieprawdopodobne! Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie! Całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłę na jedną bramę, a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma. Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie, złamane kości, czasem wybite zęby, ale nigdy nie podawano nikogo z tego powodu do sądu! Nikt nie był winien, tylko my sami. Nie baliśmy się deszczu, śniegu ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani na krowie mleko. Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski, sukcesy i zadania. I uczyliśmy się dawać sobie radę! Pytanie za 100 punktów brzmi: Jak udało się nam przeżyć? A przede wszystkim: Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość? Też jesteś z tej generacji? Przypomnij sobie, jak było. Pewnie, można powiedzieć, że żyliśmy w nudzie, ale…przecież byliśmy szczęśliwi! Czyż nie? Miłego dnia.” (źródło: dzieci.pl)

Dobre, tak było.

Member
szalas wrote:
Tak było, to fakt;) chociaż zaraz, co znaczy było? a dlaczego nie może być dalej? co prawda oranżady w proszku już nie ma, ale cała reszta to chyba kwestia nastawienia i konsekwencji w działaniu :) To że wszyscy dookoła tak żyją, to znaczy…nic; co do większości, ktoś (sorki, ale nie pamiętam kto) na forum ma fajną stopkę w tej kwestii, coś o muchach :)

Nie może być dalej, dużo się zmieniło.
W latach 80-tych nauczycielka angielskiego opowiadała o zwyczajach w UK. M. in. o tym, iż nie jest możliwe przyjście do kogoś w odwiedziny bez uprzedzenia. Wtedy wydawało mi się to absolutnie niezwykłe, niemożliwe. A teraz? Czy komuś z Was przyszłoby do głowy jechać na drugi koniec miasta w odwiedziny do kolegi, rodziny bez zapowiedzi, umówienia się na termin?
To tylko taki jeden przykład, jaki przyszedł mi do głowy:)

Member
BlackPaul wrote:
Dobre, tak było.

małe pytanie – zabieracie obecnie ludzi “na stopa” ? kiedyś nie tak się podróżowało :) nocowało się również na plaży ;)

straszne rzeczy ludziaska opowiadacie :P

Member
BlackPaul wrote:
szalas wrote:
Tak było, to fakt;) chociaż zaraz, co znaczy było? a dlaczego nie może być dalej? co prawda oranżady w proszku już nie ma, ale cała reszta to chyba kwestia nastawienia i konsekwencji w działaniu :) To że wszyscy dookoła tak żyją, to znaczy…nic; co do większości, ktoś (sorki, ale nie pamiętam kto) na forum ma fajną stopkę w tej kwestii, coś o muchach :)

Nie może być dalej, dużo się zmieniło.
W latach 80-tych nauczycielka angielskiego opowiadała o zwyczajach w UK. M. in. o tym, iż nie jest możliwe przyjście do kogoś w odwiedziny bez uprzedzenia. Wtedy wydawało mi się to absolutnie niezwykłe, niemożliwe. A teraz? Czy komuś z Was przyszłoby do głowy jechać na drugi koniec miasta w odwiedziny do kolegi, rodziny bez zapowiedzi, umówienia się na termin?
To tylko taki jeden przykład, jaki przyszedł mi do głowy:)

sprawdzcie ile osób stojących przed domofonem, lub dzwonkiem do drzwi naciska guzik ;)

większości łatwiej wysłać “strzałkę” lub zadzwonić przez komórkę, że stoją pod drzwiami ;)

Member
ac wrote:
małe pytanie – zabieracie obecnie ludzi “na stopa” ?

tak, a co? podwieźć Cię gdzieś ? ;)

Member
szalas wrote:
Pewnie nieprawda, ale…osobiście mam teorię, że obecnie wszelakie urządzenia – od nożyków do golenia po samochody, projektuje się i wykonuje na określony z góry przebieg i potem włącza się “mechanizm samozniszczenia”.

Teoria trochę spiskowa, ale wokół sporo przykładów potwierdzających…maszynka konsumpcyjna musi mieć przerób.
Aparat z pewnością jeszcze jakiś czas wytrzyma (ilość cykli migawki to chyba minimalna wielkość gwarantowana), ale nowy Cię nie ominie;)

Nie spiskowa, gdzieś czytałem niedawno na ten temat artykuł, chyba w Newsweeku. Nikt się z tym nawet już za bardzo nie kryje.

Member

Sam jeszcze 15-20 lat temu podróżowałem często stopem. Dzisiaj mało że bałbym się kogoś zabrać to sam bałbym się do kogoś zapakować. Czasy jakiejś takie dzikie i agresywne nastały. Młodzi wyjechali za kasą na saksy. Niż demograficzny bo nie ma komu dzieci robić, a nawet jak są na miejscu to najpierw kariera, dom, samochód i wczasy a potem dzieci.
A propos wczasów, pamiętam czasy (to naprawdę było niedawno), że na polu namiotowym nie można było szpilki wcisnąć. Kto dzisiaj jeździ pod namiot, nad jezioro, po prostu wypocząć? Tylko “all in clusive” i ile gwiazdek ma hotel i czy jest basen i spa.
No ale koniec biadolenia.
Muszę pochwalić mojego chłopaka, wziął się za siebie, ćwiczy piłkę nożną i karate (codziennie trening, szału można dostać z tym wożeniem), chociaż w gierki gra tak jak grał ;)

Member
dar_wro wrote:
szalas wrote:
Pewnie nieprawda, ale…osobiście mam teorię, że obecnie wszelakie urządzenia – od nożyków do golenia po samochody, projektuje się i wykonuje na określony z góry przebieg i potem włącza się “mechanizm samozniszczenia”.

Teoria trochę spiskowa, ale wokół sporo przykładów potwierdzających…maszynka konsumpcyjna musi mieć przerób.
Aparat z pewnością jeszcze jakiś czas wytrzyma (ilość cykli migawki to chyba minimalna wielkość gwarantowana), ale nowy Cię nie ominie;)

Nie spiskowa, gdzieś czytałem niedawno na ten temat artykuł, chyba w Newsweeku. Nikt się z tym nawet już za bardzo nie kryje.

O czasu tego wpisu kilkakrotnie spotkałem się z tym tematem, m.in. w serwisie samochodowym i serwisie AGD – nowe idzie i nawet przyspiesza.

Member
dar_wro wrote:
szalas wrote:
Pewnie nieprawda, ale…osobiście mam teorię, że obecnie wszelakie urządzenia – od nożyków do golenia po samochody, projektuje się i wykonuje na określony z góry przebieg i potem włącza się “mechanizm samozniszczenia”.

Teoria trochę spiskowa, ale wokół sporo przykładów potwierdzających…maszynka konsumpcyjna musi mieć przerób.
Aparat z pewnością jeszcze jakiś czas wytrzyma (ilość cykli migawki to chyba minimalna wielkość gwarantowana), ale nowy Cię nie ominie;)

Nie spiskowa, gdzieś czytałem niedawno na ten temat artykuł, chyba w Newsweeku. Nikt się z tym nawet już za bardzo nie kryje.

To nie jest żadna nowość tylko praktyka znana od stu lat. Przykładem jest żywotność żarówek. Z jednej strony może się wydawać, że to oszukiwanie klienta, ale z drugiej nakręca to gospodarkę, więc sprawa nie jest taka ewidentnie zła. W sferze makroekonomii wręcz jest to zjawisko pożyteczne. Kiedyś linkowałem artykuł na ten temat na FB, jak odnajdę to tu też podlinkuję.

Member
okuka67 wrote:
To nie jest żadna nowość tylko praktyka znana od stu lat. Przykładem jest żywotność żarówek

No właśnie, kiedyś to były żarówki:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Centennial_Light ;)

Member
szalas wrote:
okuka67 wrote:
To nie jest żadna nowość tylko praktyka znana od stu lat. Przykładem jest żywotność żarówek

No właśnie, kiedyś to były żarówki:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Centennial_Light ;)

“Żarówka została wyprodukowana pod koniec 1890 r. przez firmę Shelby Electric, którą zamknięto w 1914 r.”
Pisałem, że znana od 100 lat? :)))

Member
okuka67 wrote:
szalas wrote:
okuka67 wrote:
To nie jest żadna nowość tylko praktyka znana od stu lat. Przykładem jest żywotność żarówek

No właśnie, kiedyś to były żarówki:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Centennial_Light ;)

“Żarówka została wyprodukowana pod koniec 1890 r. przez firmę Shelby Electric, którą zamknięto w 1914 r.”
Pisałem, że znana od 100 lat? :)))

ale ta nadal działa :)

coś jednak jest na rzeczy:
http://www.infonaluzie.pl/psucie-produktu/

Member

Zjawisko to zauważyli również producenci oprogramowania. Jako, że legalnie zmusić do psucia się po roku programu nie bardzo można, wprowadzili system abonamentowy. Wychodzi na to samo :)))

Member
ac wrote:
oebcnie to bałbym się pisać co robiliśmy i czego używaliśmy podczas “zabaw” na strzelnicy ;) jakoś wszyscy do dziś żyjemy i nikomu nic nie urwało ;)

Jednak nie wszyscy uczestnicy tego rodzaju tamtych “zabaw” żyją! (sporo zginęło w ich wyniku).

Member
BlackPaul wrote:
… Czy komuś z Was przyszłoby do głowy jechać na drugi koniec miasta w odwiedziny do kolegi, rodziny bez zapowiedzi, umówienia się na termin?…

Tak, gdyby nie miał telefonu ani dostępu do internetu!

Member

A znasz kogos takiego?:)

Member
BlackPaul wrote:
A znasz kogos takiego?:)

Ja jednego znam, wyłączyli mu bo nie płacił ;)

Member
okuka67 wrote:
To nie jest żadna nowość tylko praktyka znana od stu lat. Przykładem jest żywotność żarówek.

Konkretnie od dziewięćdziesięciu. Początki afery związanej z pierwszym, planowanym postarzaniem produktu datowane są na 1924 rok. Chodziło o zmowę Osram, Philips i General Electric. Tajne porozumienie, którego wynikiem był kartel Phoebusa, kontrolującego produkcję i sprzedaż żarówek. Miały świecić 1000h i basta. Nie pamiętam, która firma(chyba Osram) się wyłamała i w myśl wcześniejszych ustaleń zapłaciła ogromne odszkodowanie pozostałej dwójce.

Będąc w temacie żarówek nie rozumiem unijnego pędu ku “ekologii”. Zabroniono szklanych baniek z kawałkiem wolframu w atmosferze argonu na rzecz świetlówek wypełnionych rtęcią. Gdzie tu ekologia? Taaaa, wiem…kasa, kasa, kasa. :)

Quote:
Z jednej strony może się wydawać, że to oszukiwanie klienta, ale z drugiej nakręca to gospodarkę, więc sprawa nie jest taka ewidentnie zła. W sferze makroekonomii wręcz jest to zjawisko pożyteczne.

To teraz wyobraźmy sobie pewne grupy zawodowe, np. lekarzy, którzy jednogłośnie zaczynają celowo partaczyć. Architektów, którzy solidarnie celowo źle projektują mosty. Prawników celowo przegrywających sprawy, by można było złożyć apelacje i jeszcze podoić klientów. Przykłady można by mnożyć. Specem w dziedzinie nie jestem, ale takie teorie makroekonomiczne do mnie nie przemawiają i w mojej ocenie nie są drogą do wzrostu gospodarczego.

Member
tomasziolkowski wrote:
“Dorastaliście w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych?…”

Się Koledze zebrało na wspomnienia. Zabawne, że dalsi dyskutanci płci męskiej również sentymentalnie wracają do czasów łażenia po drzewach i zwisania głową w dół z trzepaka. Co zastanawiające żadna Pani nie wypowiedziała się w tej kwestii. :)

Jako przedstawiciel pokolenia 80, roniąc łzę czasów minionych, proponuję łyk płynu Lugola. :D

Member

Nie obraź się Waść, ale Twoje przykłady o kant d…y rozbić. Takie działania architektów czy lekarzy nie napędzają produkcji i zatrudnienia, tylko szkodzą zdrowiu, życiu i stwarzają zagrożenie. Praktyki, o których mówię mogą stosować producenci towarów dla masowego odbiorcy.

Member
okuka67 wrote:
Nie obraź się Waść, ale Twoje przykłady o kant d…y rozbić. Takie działania architektów czy lekarzy nie napędzają produkcji i zatrudnienia, tylko szkodzą zdrowiu, życiu i stwarzają zagrożenie. Praktyki, o których mówię mogą stosować producenci towarów dla masowego odbiorcy.

Śmiem twierdzić, że pakowanie rtęci do świetlówek jest właśnie takim działaniem. Świetlówek zaprogramowanych na ileś tam cykli włącz/wyłącz, z koniecznością oddawania zużytych do specjalnych punktów. :D

Po 82 tys. przejechanych kilometrów od nowości, padł w moim turladle wyobraź sobie katalizator. Pomijam fakt, że we wcześniejszych samochodach w rodzinie, takie sytuacje nie miały miejsca. Teraz katalizatory projektują tak, by nie była to osobna część, a wciskają go w kolektor wylotowy. Tak oto w ASO usłyszałem zabawną kwotę 10 tyś PLNów za wymianę części. W najlepszym wypadku szukasz zakładu, który rozetnie kolektor i wstawi nowy “wkład ceramiczny” dokładnie zespawa. Potem borykasz się ze smrodem zgniłych jaj, falującymi obrotami i ogólną trzęsawką zanim sonda Lambda nauczy się nowego składu spalin. Teraz wyobraź sobie przeciętnego Kowalskiego słyszącego owe historie. Bankowo jedzie do garażu Zdzisia i każe sobie wyciąć pieruństwo. Taka to ekologia i makroekonomia Panie. :)

Member
luczywo wrote:
Architektów, którzy solidarnie celowo źle projektują mosty.

Ta koncepcja sama w sobie jest bardzo ciekawa:) Najlepiej, żeby architekci za projektowanie mostów w ogóle się nie brali, nawet pełni dobrych chęci – to mówiłem ja, INŻYNIER budownictwa mostowego, nie architekt ;)

Member
szalas wrote:
luczywo wrote:
Architektów, którzy solidarnie celowo źle projektują mosty.

Ta koncepcja sama w sobie jest bardzo ciekawa:) Najlepiej, żeby architekci za projektowanie mostów w ogóle się nie brali, nawet pełni dobrych chęci – to mówiłem ja, INŻYNIER budownictwa mostowego, nie architekt ;)

Zaraz przyjdzie A2 i napisze, że masz problem z tytułem pisanym z wielkiej litery. ;)

Będąc w temacie powiewu świeżości i inżynierii…dzisiaj u mnie na wsi ekscytacja. Budują rondo! Rondko w zasadzie. Ledwo zaczęli, a już pikiety, petycje nieboraków-mieszkańców wsi ościennych, którzy do pracy nie będą mogli bezpośrednio dojechać. Do przedwczoraj przez skrzyżowanie kursował autobus podwiejsko-miejski, teraz się nie zmieści. :D Nieboraki będą musiały na rowerach, wrotkach, konno dotrzeć do punktu zbornego pod dworcem PKP, skąd będą już mogli podróżować komfortowo. Jacek pewnie zaciera ręce, bo przecież kowale, producenci rowerów, opon i łańcuchów, a i Przewozy Regionalne zaczną w końcu zarabiać. Lokalny sukces gospodarczy! :D

Skoro już postanowiłeś wyjść z ukrycia…rondo budują w aktualnych okolicznościach pogodowo-przyrodniczych tj. warstwa bitumiczna – błoto śniegowe/woda – warstwa bitumiczna. Podchwytliwe pytanie: czy mamy na wsi do czynienia z próba empirycznego potwierdzenia sił van der Waalsa? :D

Member
luczywo wrote:
Nieboraki będą musiały na rowerach, wrotkach, konno dotrzeć do punktu zbornego pod dworcem PKP, skąd będą już mogli podróżować komfortowo. Jacek pewnie zaciera ręce, bo przecież kowale, producenci rowerów, opon i łańcuchów, a i Przewozy Regionalne zaczną w końcu zarabiać. Lokalny sukces gospodarczy! :D

Zacieram ręce, że kondycja miejscowej ludności się poprawi, kondycja fizyczna. Konowały będą biadolić, bo mniej zarobią :)))

luczywo wrote:
Skoro już postanowiłeś wyjść z ukrycia…rondo budują w aktualnych okolicznościach pogodowo-przyrodniczych tj. warstwa bitumiczna – błoto śniegowe/woda – warstwa bitumiczna. Podchwytliwe pytanie: czy mamy na wsi do czynienia z próba empirycznego potwierdzenia sił van der Waalsa? :D

Zapytaj panią od fizyki z gimnazjum powiatowego :P

Member
okuka67 wrote:
Zacieram ręce, że kondycja miejscowej ludności się poprawi, kondycja fizyczna. Konowały będą biadolić, bo mniej zarobią :)))

Ludziom na wsi nie potrzeba dodatkowych ćwiczeń fizycznych, podobnie utrudniania życia. ;)

Quote:
Zapytaj panią od fizyki z gimnazjum powiatowego :P

Czyżby specjalista? :D

Member
luczywo wrote:
Podchwytliwe pytanie: czy mamy na wsi do czynienia z próba empirycznego potwierdzenia sił van der Waalsa? :D

Raczej z kolejną próbą udowodnienia 2-go i 14-tego prawa Murphy’ego:
http://www.teksty.jeja.pl/476,prawa-murphyego.html

Od innych komentarzy w sprawie ronda powstrzymam się do czasu ujawnienia, kto będzie jego patronem ;)

Viewing 83 reply threads
  • You must be logged in to reply to this topic.