Fotowyprawa Atomowa – relacja z warsztatów w Czarnobylu 2019

0
Fotowyprawa do Czarnobyla

Nasza pierwsza fotowyprawa do Czarnobyla za nami, wróciliśmy wszyscy, a liczba kończyn i palców nie zwiększyła się (także nie zmniejszyła się). O naszej eksploracji Strefy w długi weekend majowy możecie przeczytać poniżej, a więcej fotografii z Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia można obejrzeć w naszej galerii:

https://www.ewaipiotr.pl/portfolio-4/czarnobyl-i-prypec/

Czarnobyl: w drodze do Strefy

Fotowyprawa do Czarnobyla rozpoczęta, na razie mamy za sobą najtrudniejszy etap: przekroczenie granicy. Granica jest poważna – nie jakieś tam Schengen, tylko kontrole i kolejki.

Jesteśmy już na Ukrainie – w kraju taniego jedzenia, paskudnych dróg i nieodpartego wrażenia podróży w czasie do lat 70. XX wieku.

Tunel Miłości, Ukraina

Tunelem Miłości do Radziwiłłów

Choć odległość od granicy Polski do Czarnobyla (zaraz przy Kijowie) nie wydaje się duża, to należy ją mierzyć nie w kilometrach, tylko w liczbie wybojów i dziur. Żeby nie robić transportowego maratonu, mamy ją przedzieloną noclegiem. A żeby nie był to zmarnowany fotograficznie nocleg, to zaplanowaliśmy go blisko Tunelu Miłości. Ten tunel to jedno z najmodniejszych, także fotograficznie, miejsc na Ukrainie w ostatnich latach. Jeszcze dekadę temu ta atrakcja była totalnie nieznana, aż do momentu gdy wypromował ją na YouTube pewien… Japończyk. Dopiero wówczas zaczęli tam ściągać fotografowie z całego świata i… nowożeńcy z Ukrainy. Obecnie jest to bardzo modne miejsce na sesje ślubne. Bladym świtem w prawosławną Niedzielę Wielkanocną mieliśmy jednak to miejsce tylko dla siebie.

Co to jest ów Tunel Miłości? To kilkukilometrowy tor kolejowy prowadzący do fabryki, który jest tak zarośnięty, że drzewa tworzą nad nim gęste zielone sklepienie. A ponieważ większość trasy to długie odcinki proste, to łatwo uzyskać wrażenie ciągnącego się w nieskończoność tunelu z liści. Wstawić tam młodą parę i fotografowi sesja ślubna robi się sama.

Pałac Radziwiłłów w Ołyce, Ukraina

Psychiatryk u Radziwiłłów

Podjechaliśmy jeszcze na krótką sesję do pałacu Radziwiłłów w Ołyce. Kompleks jest w kiepskim stanie, choć w przylegającym do niego kościele od pewnego czasu trwa remont, więc jest nadzieja, że nie rozpadnie się całkiem. Część pałacu jest wykorzystana… na szpital psychiatryczny. Kompleks jest jednak ogromny i wyraźnie po nim widać, że konserwator zabytków by mu się przydał.

Jutro już wjeżdżamy do Strefy. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, to jeszcze przed południem zaczniemy eksplorację Zony.

Przekraczamy granice Strefy

Najpierw przekroczyliśmy granice 30 km, chwilę później granicę 10 km. To strefy wokół reaktora, gdzie ustawione są posterunki, odbywają się kontrole, przeszukiwane są pojazdy, a wjeżdżający muszą być wpisani na oficjalną listę i okazać paszport, którego numer widnieje na tejże liście. Witamy w Strefie!

Miś ze Strefy, Czarnobyl, fotowyprawa, maskotka, pluszak

Pewne rzeczy się zmieniają…

Kontrole przy wjeździe do Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia zostały jeszcze zaostrzone względem poprzedniego roku. Dodatkowo teraz dostaje się indywidualne dozymetry, które należy nosić cały czas, a które rejestrują wchłoniętą dawkę promieniowania. Nie zostaliśmy poinformowani jakie napromieniowanie kwalifikuje do zatrzymania w Strefie na stałe – może sprawdzimy przy wyjeździe. Przy opuszczaniu strefy 10-kilometrowej nadal przechodzi się kontrolę dozymetryczną. I taką kontrolę przechodzi także nasz autobus – mieliśmy pewne obawy, czy jakby autobus okazał się „promienisty”, to musielibyśmy wracać pieszo.

Strefa robi się coraz popularniejsza – w weekendy zdarza się, że jednocześnie teren eksploruje 50 wycieczek. Razem z nami jest ich obecnie znacznie mniej – nieco ponad 20. Na szczęście nasz miejscowy przewodnik Marek pilnuje, żebyśmy nie spotykali się z innymi grupami w ciekawych miejscach, a co najwyżej mijali się z nimi w drodze. Robi to skutecznie i dzisiaj nie zderzyliśmy się na plenerach z żadną wycieczką.

W szpitalu w Prypeci, Czarnobyl

…a pewne rzeczy się nie zmieniają

Hotel się nie zmienił. Prawdopodobnie nie zmienił się od 60 lat. I nie ma zamiaru się zmieniać, bo jest jednym z dwóch hoteli w Czarnobylu, czyli w obrębie strefy 30-kilometrowej. Co więcej, jest lepszym z tych dwóch hoteli. „Nie ma”, „no jak się zepsuło, to nie działa”, „nie da się”, „nie wiem” – obsługa wydaje się być szkolona na filmach Barei, ale to raczej Bareja inspirował się standardem usług z czasów realnego socjalizmu. Miło nam donieść, że tutaj ten standard przeżył i ma się dobrze. Może warto go objąć ochroną i zachować dla przyszłych pokoleń?

Za to jedyna, co ciekawe, restauracja, karmi całkiem przyzwoicie, sprawnie ogarnia zamówienia, potrafi przygotować dania dla wegetarian.

Przez kraty, Czarnobyl

W fotograficznym tempie

Dzisiaj zdążyliśmy zwiedzić część Prypeci – dwie szkoły, fabrykę, szpital (do którego przywożono pierwszych strażaków napromieniowanych podczas gaszenia reaktora), kawiarnię „Prypeć” i sklepy – z AGD i pianinami. Serio, serio, w Prypeci AD 1986 obok telewizorów i pralek sprzedawano pianina, a asortyment był całkiem spory.

Nie jest to może imponująca liczba miejsc, ale jak grupa fotograficzna potrafi utknąć na dobre pół godziny na zdezelowanej sali gimnastycznej, to trudno oczekiwać tempa chińskiej wycieczki. Trochę szokujemy tym tempem naszego przewodnika, który raz mówi, że on rozumie potrzeby fotografów, a chwilę później się załamuje, że w tym tempie to my nigdzie nie dojdziemy. Marek się jednak nauczy specyfiki grup fotograficznych – nie ma innego wyjścia, bo grup fotograficznych nie da się nauczyć chodzić szybciej. Dzisiaj dowiedział się, że nie istnieje jednostka czasu „5 minut” – najmniejszą fotograficzną jednostką czasu jest „pół godziny”. Wszystko krótsze to mgnienie oka.

Czarnobyl: bezludne wioski

Katastrofa z 1986 roku dotknęła nie tylko miasta, jak Prypeć czy Czarnobyl, ale także setki położonych w ich pobliżu wiosek. Dzisiaj mieliśmy okazję odwiedzić kilka z nich.

Wasilij, ostatni mieszkaniec wsi Teremtsi, Czarnobyl

Z wizytą u samosioła

Tylko po stronie ukraińskiej z wiosek wokół elektrowni atomowej wysiedlono ponad sto tysięcy ludzi. Dzisiaj 30-kilometrowy krąg wokół miejsca katastrofy wyznacza bezludzie – nie można tu mieszkać na stałe, nie można uprawiać ziemi, a wjechać można wyłącznie po otrzymaniu czasowego zezwolenia. Wyjątki potwierdzające tę regułę to tzw. samosioły, czyli samoosiedleńcy: dawni mieszkańcy tych okolic, którzy po katastrofie wrócili na stare śmieci, a których władze nie mają serca wciąż przeganiać (choć kiedyś to robiono). Obecnie jest to już tylko kilkanaście zaawansowanych wiekiem osób, i jak się łatwo domyślić, z roku na rok samosiołów ubywa. Odwiedziliśmy dziś Wasilija i jego żonę, którzy we dwójkę są ostatnimi mieszkańcami wsi Teremtsi nad Dnieprem. Przywieźliśmy im żywność i zostaliśmy ugoszczeni i napojeni. Wasilij warunki ma trudne, ale orzechówkę pędzić umie.

Wieś w Zonie, Czarnobyl, ruina, dom przygnieciony drzewem

Znikający świat

Opuszczone wioski oczywiście niszczeją. Drewniane chałupy zapadają się ze starości, a czasem przygniecione drzewem. Przechylone płoty, całkiem już spore drzewa wyrastające – bywa – na środku domu, omszałe ściany a przed nimi kwiaty: wszystko to było dzisiaj tematem naszych zdjęć. Pogodę mieliśmy dobrą, bo ponurą. Domy w środku lasu (którego trzydzieści lat temu nie było wcale) fatalnie wyglądałyby w słońcu. Jest co fotografować, ale za kilka-kilkanaście lat przyroda wygra i śladów wiosek trzeba będzie szukać z mapami z czasów ZSRR w ręce.

Przerwana lekcja fizyki, szkoła w wiosce w Strefie, Czarnobyl

W najlepszym hotelu w Czarnobylu „wifi przecież jest, a tylko internet nie działa”. Relację wrzucam przez telefon z ukraińskim SIM-em.

Fotowyprawa do Strefy: wszystkie wymiary dramatu

Katastrofa z 1986 roku miała różne wymiary. Skażenie radioaktywne zagrażające połowie Europy z jednej strony, a tysiące indywidualnych, często drobnych dramatów mieszkańców Strefy z drugiej. Wszyscy wiemy o tym pierwszym; żeby zobaczyć to drugie, trzeba poczytać lub po prostu tu przyjechać.

Porzucona lalka, przedszkole w Prypeci, Czarnobyl

Gigantomania i dramaty

Byliśmy dzisiaj przy słynnym Sarkofagu, kryjącym resztki rozwalonego IV reaktora. Byliśmy pod imponującymi rozmiarem chłodniami kominowymi, które służyły do regulacji temperatury w reaktorach. Kilka godzin spędziliśmy przy gigantycznym radarze pozahoryzontalnym Duga, szczególnie eksplorując jego podziemne przejścia, sterownie, serwerownie i komory techniczne. Największe wrażenie jednak robiło przedszkole „Kiwaczek”, gdzie wśród wybitych szyb, rozwalonych szafek, rozpadających się łóżeczek, gruzu i pyłu leżały porzucone zabawki, pozostawione buciki czy puste butelki po mleku w kuchni.

U góry zdjęcie z przedszkola, poniżej chłodnia kominowa nieukończonego V bloku reaktora. Na samym dole mural ze słynnym zdjęciem chirurga, który próbował ratować życie strażaka z drużyny gaszącej reaktor.

Chłodnia kominowa, reaktor jądrowy Czarnobyl

Zła pogoda to dobra pogoda

Pogoda sprzyja fotografowaniu, choć nie wszyscy uczestnicy fotowyprawy są z tego zadowoleni. Niebo jest cały czas szare i zachmurzone, co redukuje kontrasty, ułatwia robienie zdjęć we wnętrzach i pozwala uzyskać mroczny nastrój zdjęć. Sporo też dzisiaj padało, co znacznie utrudniło fotografowanie zewnętrznej konstrukcji „Oka Moskwy” (acz co najmniej jeden z uczestników dał radę zrobić świetną fotografię kierując obiektyw do góry), za to skłaniało do dłuższych sesji we wnętrzach. Często zła pogoda to dobra pogoda dla fotografii. Choć niekoniecznie dla fotografa.

Mural w Strefie Wykluczenia, Czarnobyl

Czterech odważnych

Dzień zakończyliśmy intensywną, acz krótką dyskusją o zdjęciach wykonanych przez uczestników fotowyprawy. Tylko czterech uczestników odważyło się publicznie pokazać swoje prace i narazić się na krytykę. Wszyscy przeżyli, więc może następnym razem będzie więcej odważnych?

Strefa w podczerwieni

W ostatni dzień naszej eksploracji Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia wyszło słońce – wyszedł więc też z torby aparat do fotografii podczerwonej.

Po bitwie, Czarnobyl w podczerwieni

Dobra pogoda to zła pogoda

W słońcu (a zwłaszcza bez deszczu) zwiedza się lepiej, ale Strefę fotografuje się znacznie gorzej. Przede wszystkim kontrasty robią się większe, a fotografowanie wnętrz budynków wraz z otworami po oknach nastręcza więcej wyzwań związanych ze wzrostem rozpiętości tonalnej. Co gorsza, gęsta roślinność, która zarosła promenady i skwery Prypeci, z dawnych arterii komunikacyjnych zostawiając tylko wąskie ścieżki, zaczyna rzucać ostre, chaotyczne cienie, wśród których znikają ruiny budowli, porzucone maszyny i rozpadająca się infrastruktura miasta. Wreszcie – Strefa wykluczenia nie wygląda dobrze w piękny dzień, bo ruiny nie pasują stylistycznie do błękitnego nieba.

W porcie Prypeć, Czarnobyl w podczerwieni

Podczerwień: sposób na pejzaże w południe

Fotografia w podczerwieni to odpowiedź na pytanie: co fotograf ma robić w środku dnia? W podczerwieni cienie nie są tak głębokie i smoliste, problem z nadmiernym kontrastem praktycznie nie występuje, biel liści nie przesłania, lecz wzmacnia ciemne bryły betonowych budowli i stalowych konstrukcji. Trzeba jedynie pamiętać, aby ostrzyć dalej niż by się chciało – autofokus współczesnych obiektywów jest mało wiarygodny w fotografii infrared. W przypadku np. Sigmy 10-20/4-5.6 oznacza to, że trzeba ręcznie przekręcić pierścień ostrzenia do końca – na „zanieskończoność”. I nawet wówczas najbardziej oddalone obiekty są już poza głębią ostrości.

Wesołe miasteczko, Czarnobyl w podczerwieni

Obiad w elektrowni atomowej

Zdążyliśmy jeszcze wczoraj zajrzeć do szkoły ze słynną salą pełną masek przeciwgazowych, zajrzeliśmy na dość ponure wesołe miasteczko, gdzie stoi nigdy nie uruchomiony „diabelski młyn” (datę jego uroczystego otwarcia pechowo wyznaczono na 1 maja 1986, czyli na pięć dni po katastrofie czarnobylskiej). Spędziliśmy trochę czasu na stacji kolejowej Janów wśród porzuconych w lesie lokomotyw i wagonów kolejowych. W porcie eksplorowaliśmy ogromne dźwigi i żurawie. A na koniec zjedliśmy obiad w stołówce elektrowni atomowej. Elektrowni już nie ma, stołówka jest i obsługuje głównie pracowników nadzorujących sarkofag nad IV blokiem reaktora. Przed wejściem do stołówki trzeba przejść kontrolę dozymetryczną. Nikt nie świecił przy kontroli, więc nie było konieczności pozbywania się napromieniowanych ciuchów.

Czekając na pociąg, Czarnobyl w podczerwieni

Inna Prypeć

Wyjechaliśmy już ze Strefy, ale jesteśmy nadal nad Prypecią – nad jej górnym biegiem, wśród rozlewisk i mokradeł Polesia. Nikt nie wpadł do żadnej dziury, na nikogo się sufit nie zarwał, nikomu też nie pękł pęcherz 😉 (w Prypeci postawiono w tym roku pierwszego toi-toia – ale że miasto rozległe, a punkt sanitarny jeden…). Nikt też nie miał problemu z kontrolą dozymetryczną na wyjeździe.

Jesteśmy już po wschodzie słońca nad brzegiem Prypeci, a dzisiaj czeka nas jeszcze objazd po wioskach, w tym sesja w jedynej na Ukrainie wiosce krytej strzechą. Gdy Breżniew zarządził, aby w całym ZSRR wymieniać dachy chałup na nowoczesny eternit, o tej wiosce zapomniano. Wieczorem ostatnia dyskusja o wykonanych zdjęciach, a jutro rozpoczynamy procedurę powrotu do Polski.

Więcej informacji o naszych następnych warsztatach fotograficznych i fotowyprawach można znaleźć tutaj:

https://www.ewaipiotr.pl/warsztaty/

Fotowyprawa Czarnobyl_2019

Uczestnicy fotowyprawy do Czarnobyla 2019

Ewa Prus i Piotr Dębek

Total 0 Votes
0

Tell us how can we improve this post?

+ = Verify Human or Spambot ?

Brak komentarzy do "Fotowyprawa Atomowa – relacja z warsztatów w Czarnobylu 2019"

Skomentuj